„Super Express”: – Miał pan być „piątą kolumną PiS”, „pisowskim cynglem”, który, krytykując PO, gra w jednej drużynie z Jarosławem Kaczyńskim. Z ujawnionych przez „Gazetę Wyborczą” taśm prezesa wynika jednak, że jest pan jedyną osobą, której ten jednak się boi i to m.in. przez pana nie powstał wieżowiec związanej z PiS spółki Srebrna.
Jan Śpiewak: – Cóż, mam nadzieję, że Tomasz Lis, który tym pisowskim cynglem nazywał mnie przed wyborami w Warszawie, przeprosi i w końcu się zamknie. Dawno już przestał być dziennikarzem, a stał się politykiem, którego słowom na mój temat te taśmy zadają kłam.
– To, co pan zrobił Kaczyńskiemu, że się na warszawskiej Woli nie mógł pobudować?
– Sprawę budowy wieżowca na działce należącej do spółki Srebrna nagłaśnialiśmy od dawna, podkreślając, że oligarchia polityczna PiS chce budować swoje imperium finansowe niezgodnie z regułami demokracji. Co więcej, próba budowy tego budynku przez PiS była doskonałym przykładem tego, jak działa rynek nieruchomości w Warszawie.
– Czyli jak?
– Warszawa od dawna jest miastem deweloperów, w którym robią co chcą, budują, gdzie mają kaprys, niszcząc przy okazji zabytki stolicy. Przypomnę, że na działce, na której miał powstać wieżowiec Kaczyńskiego, stoi budynek, który znajdował się w gminnej ewidencji zabytków i został z niego wykreślony. Warszawska Wola zamienia się z dzielnicy robotniczej w kolejny Mordor z powciskanymi w każdym miejscu paskudnymi biurowcami, a wszystko to dzieje się za przyzwoleniem władz Warszawy.
– Kaczyński żalił się na taśmach, że władze stolicy budować nie dają i dlatego trzeba odbić miasto z rąk PO, żeby można było wznieść szklaną wieżę aż do nieba.
– Choć na opublikowanych taśmach tego nie ma, to wskazywaliśmy już dawno, że jednak prawdopodobnie doszło do jakiegoś wstępnego dealu między Platformą a PiS. Za sprawą platformerskiego urzędnika wykreślono przeznaczony do rozbiórki budynek z ewidencji zabytków, a Hanna Gronkiewicz-Waltz dała na to zgodę w miejscowym planie zagospodarowania. Działo się to w tym samym czasie, kiedy zmieniała się ocena budowy w centrum Warszawy Nycz Tower – czyli 180 metrowego budynku archidiecezji warszawskiej.
– W końcu budynek na razie nie powstanie, co na taśmach przyznaje Kaczyński. Czy w tym, co opublikowała „Gazeta Wyborcza”, widzi pan jakąś aferę?
– To raczej ujawnienie politycznej kuchni niż afera, która może zagrozić Kaczyńskiemu, lubiącemu podkreślać swoją moralną wyższość nad przeciwnikami politycznymi. Okazuje się, że PiS to partia jak każda inna – walcząca o pieniądze i wpływy. Te taśmy i budowa wieżowca na Srebrnej pokazują dobitnie, jak pieniądze są ważne w polityce i jak bez nich trudno jest politykę w ogóle uprawiać. Kaczyński to rozumie i stąd próbował finansowanie dla PiS zabezpieczyć budową tego budynku.
– Bismarck powiadał, że ludzie nie powinni oglądać, jak robi się kiełbasę i politykę. To, jak ta polityczna kuchnia wygląda w PiS, ma szanse zagrozić tej partii? Wielu się liczyło, że ujawnienie tych taśm wywróci tę ekipę.
– Dziś takiego potencjału nie widać. Przynajmniej w ujawnionych już taśmach. Na nich uwieczniono politycznego machera, który na zimno kalkuluje, co mu się opłaca i, który wychodzi trochę na „Janusza biznesu” – tu komuś nie zapłaci za wykonaną pracę, tu spróbuje coś zaoszczędzić. Złamania prawa jednak na tych taśmach nie ma. Na ich podstawie żadnych zarzutów korupcyjnych postawić się nie da.
– Aferę niektórzy widzą w tym, że PiS chciał sfinansować budowę swojego wieżowca z pieniędzy państwowego banku.
– Umówmy się, że każdy bank sfinansowałby budowę biurowca na warszawskiej Woli. W końcu deweloperka jest najbardziej opłacalnym biznesem, więc i banki dostrzegają, że mogą na tym dobrze zarobić. Wracamy tu do początku naszej rozmowy – to, że biznes deweloperski jest tak opłacalny, wynika w dużej mierze z tego, jak bardzo ta branża jest nieuregulowana. Jak bardzo jest spekulacyjny, jak bardzo oparty jest na układach towarzyskich. A to mieszkańcy powinni decydować o tym, jak wygląda ich miasto, a nie politycy. Okazuje się jednak, że Warszawa jest obiektem politycznej gry, w której politycy próbują zbijać własne pieniądze.
Rozmawiał Tomasz Walczak