Jarosławowi Kaczyńskiemu zawsze było bliżej do innego filmowego bohatera – Franka Underwooda z legendarnego już serialu „House of Cards”. Underwoodowi zawsze chodziło o jedno – o władzę. Pieniądze uważał tylko za środek do celu, a nie cel sam w sobie. Mawiał nawet, że pieniądze są jak podrzędny domek na przedmieściach, który rozpada się po 10 latach. Władza natomiast jest jak stara kamienna budowla, która przetrwa wieki. Prezes PiS potraktował tę maksymę bardzo dosłownie – chciał zbudować w Warszawie, w atrakcyjnej lokalizacji, wieżowiec, który na lata będzie trzymał jego środowisko na powierzchni, zapewniając mu stałe źródło finansowania. Kaczyński nie chciał więc być deweloperem dla zysku – chciał zysku dla władzy. A raczej jego maksymalizacji, bo spółka Srebrna od lat stanowiła stabilne zaplecze finansowe PiS, a wcześniej Porozumienia Centrum.
Kaczyński jest znanym wielbicielem popularnej książki „Kapitał w XXI w.” francuskiego ekonomisty Thomasa Piketty’ego. Mówiło się nawet, że prezes jest jedynym polskim politykiem, który to dzieło nie tylko przeczytał, ale i zrozumiał. Traktujący o rosnących nierównościach społecznych „Kapitał...” miał zainspirować PiS do zwrotu w stronę państwa dobrobytu. Ale prezes zrozumiał najwyraźniej nie tylko to. Piketty pisze, że bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi, ponieważ dochody z kapitału takie jak czynsze, dywidendy, odsetki czy renta z nieruchomości rosną szybciej niż zyski z pracy. W poszukiwaniu łatwego, szybkiego i stabilnego zysku dla partii Kaczyński, niczym rasowy kapitalista XXI w., ruszył więc na podbój warszawskiego rynku nieruchomości. Na razie nie bardzo mu to wyszło, ale w pogoni za rentą nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.