"Super Express": - Poseł Dominik Tarczyński z PiS proponuje uchwalenie ustawy "antyfakenewsowej". Polegać by miała na ściganiu fake newsów i karaniu za nie "do 1 miliona euro, czyli 4 milionów złotych", a za "powielanie fake newsów" byłaby kara też do 1 miliona euro, zależnie od zasięgu medium. Poseł Tarczyński powołuje się na przykład Niemiec. Pan był przez wiele lat dziennikarzem.
Jan Maria Jackowski: - I w pewnym sensie nadal jestem publicystą. Trzeba od razu podkreślić, że mówimy o treści ustawy, której jeszcze nie ma. Nie ma szczegółów, dyskutujemy o jakichś luźnych pomysłach.
- I jak pan ocenia te luźne pomysły?
- Co do zasady, to mogę się zgodzić, że są różne rozwiązania w różnych krajach. Poseł Tarczyński wspomniał Niemcy. Mnie osobiście jest jednak bliższy system amerykański. Jest pragmatyczny, konkretny i prosty w zastosowaniu.
- Czyli jednak inny niż proponowany przez posła Tarczyńskiego?
- W Stanach, jeżeli ktoś puści w świat fake newsa czy manipuluje, to po prostu idzie się do sądu i wytacza mu proces. I odszkodowania są zazwyczaj wysokie. To powoduje, że amerykańskie media starannie weryfikują i sprawdzają informacje, które mogą wywołać rezonans i które mogą, niesprawdzone, mieć konsekwencje w postaci wyroków. Świetnie pokazywała to historia choćby Watergate, znana w Polsce z filmu "Wszyscy ludzie prezydenta". W Polsce ta droga sądowa jest dość długa, ale też jest z tym coraz lepiej, kwoty bywają coraz wyższe.
- Zasugeruje pan posłowi Tarczyńskiemu jednak tę amerykańską wersję rzeczywistości?
- Od razu podkreślmy, że nie mogę powiedzieć, czy jego pomysł jest zły, czy dobry, bo nie znamy tego projektu. Nie wiemy, czy w ogóle zbierze podpisy, czy Sejm będzie nad nim pracował. Nie wiemy, czy po tej pracy będzie miał takie czy inne zapisy szczegółowe i czy zostanie uchwalony. Na razie tego projektu nie ma. Rozmawiamy o zasadach, a co do zasad wolałbym jednak model amerykański, by naruszanie dóbr słono karał sąd.
- Czy taka definicja fake newsa powinna być narzucana przez polityków w ustawie?
Wie pan doskonale, że jeżeli jest jakaś informacja, to należy ją weryfikować. Gdyby redaktorzy Onet chcieli zweryfikować swoje informacje i zapytaliby Departament Stanu o "sankcje", to inaczej przedstawiliby też swój tekst. Nie zrobili tego i pojawił się niestety problem.
- Pytanie, czy informacja Onetu to był fake news? Czy raczej fake title? Tytuł był o sankcjach, tekst o notatce świadczącej o pogorszeniu stosunków i problemach na linii Polska - USA.
- Owszem, tekst różnił się tu od tytułu, ale nie znam wszystkich okoliczności i materiałów wyjściowych, na podstawie których redaktorzy ten tekst napisali. W tekście nie było jednak komentarza Departamentu Stanu.
- Poseł Tarczyński mówi o fake newsach mediów, które powinny być za nie ścigane karą do 1 miliona euro. Co pan sądzi o ściganiu polityków za fake newsy? Może też kara do 1 miliona euro?
- Nie ulega dla mnie wątpliwości, że jeżeli ktoś wprowadza opinię publiczną w błąd, to powinien ponieść konsekwencje. I to powinno działać nie tylko wobec mediów, lecz także wobec polityków. Sprawa jest oczywista. Polityk z natury rzeczy powinien być osobą zaufania publicznego i powinien podawać informacje miarodajne.
- Poseł Tarczyński podał kiedyś taką informację, że poseł Kierwiński z PO jest zainteresowany przetargiem na caracale, bo kiedyś pracował dla Airbusa. Kiedy poseł PO, jak pan to ujął, "chciał po prostu pójść do sądu", to poseł Tarczyński schował się za plecami kolegów i ci nie zgodzili się na uchylenie immunitetu. Czy ktoś, kto sam puszcza jakieś informacje, nie jest w stanie ich udowodnić i tchórzliwie chowa się za plecami kolegów, jest na pewno najlepszą osobą do ścigania fake newsów?
- Nie wiem, czy to był fake news, nie znam tej sprawy szczegółowo.
- Dzięki sądowi zapewne szczegóły byśmy poznali.
- I jeżeli poseł Kierwiński pójdzie do sądu, kiedy skończy się immunitet posła Tarczyńskiego, to tę prawdę poznamy.
- Są posłowie zasiadający w Sejmie kilka kadencji.
- Nie wszyscy.