Łukasz Warzecha

i

Autor: Andrzej Lange

Łukasz Warzecha komentuje: Poseł Tarczyński i fake news

2018-03-09 3:00

Amok - to jedyne określenie dobrze opisujące atmosferę w mediach, w tym społecznościowych, po publikacji Onetu na temat napięć w relacjach Polski ze Stanami Zjednoczonymi. Skupienie się jedynie na opisanych przez Onet faktach oraz uważne wysłuchanie rzeczniczki Departamentu Stanu, która odniosła się do informacji portalu, musiało prowadzić do wniosku, że nie miało miejsca żadne dementi.

Sprawna rzeczniczka (zresztą była dziennikarka) Heather Nauert uniknęła odpowiedzi wprost i lawirowała tak, że jej odpowiedź należało czytać między wierszami. W żadnym miejscu jednak nie zaprzeczyła doniesieniom Onetu. Później pojawiła się jeszcze informacja o notatce byłego szefa gabinetu ministra spraw zagranicznych Jana Parysa, która potwierdzała informacje portalu.

Mimo to atak, który spotkał dziennikarzy Onetu - owszem, nieprzychylnego rządowi, ale nie ma to tutaj żadnego znaczenia - był chyba bezprecedensowy. Minister obrony Mariusz Błaszczak wywodził, że portal jest zaangażowany politycznie. Wywodził to przed obliczem Danuty Holeckiej w, jak wiadomo, absolutnie politycznie niezaangażowanej telewizji publicznej. Wiceminister spraw zagranicznych Bartosz Cichocki wyjaśnił z kolei, że w sprawie wycieku nieistniejącej podobno notatki z MSZ toczy się postępowanie wyjaśniające. Wszystkich przebił jednak poseł PiS Dominik Tarczyński, który w rozmowie z portalem wPolityce grzmiał: "To, co robią Onet i inne media należące do niemieckich właścicieli, niczym się nie różni od tego, co robiła esbecja i komuna. I te jakieś notatki, dokumenty, ta próba pokazywania drugiej strony zawoalowanego kłamstwa, naprawdę mnie brzydzi. Obiecałem ustawę antyfakenewsową i słowa dotrzymam".

Trudno powiedzieć, co pan poseł miał na myśli, mówiąc o "próbie pokazywania drugiej strony zawoalowanego kłamstwa" - uznajmy litościwie, że to po prostu taka figura retoryczna. Gorzej, że cały wywód posła Tarczyńskiego można sprowadzić do stwierdzenia, że nieważne są zdobywane przez dziennikarzy "jakieś notatki, dokumenty", o ile są one nie na rękę władzy. Ale takie skandaliczne zagrywki zostaną ukrócone dzięki ustawie o fałszywych wiadomościach, którą pan poseł zaraz przygotuje.

Jest to oczywiście pomysł ze wszech miar groźny dla wolności słowa, który zresztą kiedyś może się obrócić przeciwko mediom dziś prorządowym. Jedyna pociecha w tym, że poseł Tarczyński ma to do siebie, iż mówi z pewnością za dużo, ale jego elokwencja jest odwrotnie proporcjonalna do efektywności.

Czytaj: Polski premier i prezydent niemile widziani w Białym Domu