In vitro i przewrót w polskiej polityce
Jestem tak stary, że pamiętam czasy, gdy finansowanie procedury in vitro, ba! sama ta procedura, była kontrowersyjną sprawą polityczną. Dziś, kiedy nowy Sejm pracuje nad zarzuconą przez PiS refundacją zabiegu z budżetu państwa, już nawet politycy tej partii deklarują, iż poprą to rozwiązanie. Podpis pod ustawą zapowiada też ośrodek prezydencki.
Oczywiście, w PiS nie brakuje sceptyków, którzy podnoszą kwestie etyczne. Co z zarodkami, które nie są wykorzystane do sztucznego zapłodnienia – pytają. Trudno, żeby partia, której członkowie – jak ojciec prezydenta – nazywali dzieci poczęte tą metody „eksperymentem medycznym” nagle masowo stała się jej zwolenniczką. Niemniej deklaracje polityków PiS takich jak rzecznik partii Rafał Bochenek czy poseł Bolesław Piecha, że ustawę poprą, pokazują, jak wiele w ciągu ostatnich tygodni zmieniło się w polskiej polityce.
In vitro, z kwestii kontrowersyjnej, której ocenę dyktował Kościół katolicki uznający tę procedurą za niedopuszczalną, stało się przedmiotem ponadpartyjnego konsensusu. Większość w Sejmie na obiekcje Kościoła już nie zwraca uwagi. Przeważają argumenty o tym, że każdy, kto chce mieć dzieci, a nie może, musi mieć w tu wsparcie państwa, jeśli go potrzebuje. Że nie może być tak, że tylko bogaci mają do dostęp do in vitro, bo tylko ich na tę niezwykle drogą procedurę stać.
W 2007-2008 r., kiedy Platforma Obywatelska nieśmiało zaczęła zgłaszać swoje pomysły, by zapłodnienie pozaustrojowe finansować z budżetu, robiła to ostrożnie. Cały czas oglądała się na kościelną hierarchię, własnych konserwatywnych posłów i opinię publiczną. Choć na tę ostatnią chyba najmniej, bo już w zamierzchłych czasach pierwszej kadencji PO, 53 proc. wierzących i praktykujących w sondażach opowiadało się za powszechnym i refundowanym dostępem do in vitro. To rozwiązanie w morzu kontrowersji udało się wprowadzić dopiero w 2015 r. - na koniec rządów PO.
Dziś 66 proc. wszystkich Polaków popiera obecne w Sejmie rozwiązania dotyczące tej metody walki z niepłodnością. Politycy, nawet ci z PiS, w końcu rozumieją, że polskie społeczeństwo szybko się liberalizuje i czasy, kiedy klasa polityczna mogła bezkarnie być bardziej konserwatywna niż jej wyborcy, po prostu się skończyły. Wygląda na to, że wprowadzenie związków partnerskich, a nawet małżeństw osób tej samej płci i legalizacja aborcji w ramach szerokiego konsensusu politycznego, także partii prawicowych, nie jest już aż taką abstrakcją.