"Super Express": - Czy decyzja o obniżeniu Polsce ratingu oznacza, że mamy się czego obawiać, czy też po chwilowym zawirowaniu nastąpi uspokojenie sytuacji?
Stanisław Gomułka: - Zawirowania na rynku trwają już od dłuższego czasu. Szczególnie dotyczy to Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, gdzie duże spadki notowane są już od kilku miesięcy. Są one bardzo głębokie, wynoszą ok. 30 proc. Tylko częściowo pokrywają się ze spadkami w innych krajach, u nas są o wiele głębsze. Jedną z przyczyn kłopotów może być też to, że przestały działać otwarte fundusze emerytalne, które wcześniej miały środki, np. na zakup akcji, w tej chwili tego nie ma. Znaczenie mają też prognozy wokół tego, co dzieje się w Polsce. Istnieje obawa, że może dojść do znacznego pogorszenia w finansach publicznych w Polsce.
- Dlaczego?
- Pogorszenie jest związane z obietnicami z kampanii wyborczej, które, jak się okazuje, mają być realizowane. Dotyczą one podniesienia wydatków i obniżenia dochodów. Podniesienie wydatków wiąże się z programem 500+, a są też zapowiedzi kwoty wolnej od podatku, zmniejszenia wieku emerytalnego, niepłacenia za lekarstwa przez ludzi powyżej 75. roku życia czy wreszcie zwiększenia wydatków na obronę narodową. W przypadku giełdy negatywnie zadziałać mogą też uderzające w banki propozycje dotyczące pomocy frankowiczom.
- Wróćmy do oceny Standard & Poor's. Myliła się ona wielokrotnie, płaciła nawet miliardowe odszkodowania, choćby za prognozy sprzed kryzysu...
- Owszem. Analitycy agencji nie przewidzieli na przykład upadku banku Lehman Brothers w USA. Ale właśnie to, że w przeszłości się mylili, sprawia, że dziś są zdecydowanie bardziej ostrożni w dawaniu pozytywnych ocen. Może dlatego ich ocena sytuacji w Polsce jest surowsza niż pozostałych agencji.
Zobacz także: Andrzej Urbański: Jastrzębowski też był podsłuchiwany