- Dlaczego?
- Do tej pory to pozostający przez lata w opozycji politycy PiS decydowali się na wychodzenie ze studia. Teraz przyszła kolej na Schetynę i to właściwie już na początku jego opozycyjnej drogi. Źle mu to wróży.
- Schetyna jest w opozycji kilka miesięcy, ale w tej wewnętrznej opozycji w PO był dużo dłużej. Może od lat czuje się odstawiony?
- Może i tak, ale rzecz chyba w tym, że jego domeną są działania wewnętrzne, zakulisowe. Do tego charyzma nie jest nieodzowna. Do wyprowadzenia miliona ludzi na ulicę, jak sam to zapowiadał, jednak by się przydała. Ten, kto rezygnuje ze skonfrontowania się z dziennikarzem, przegrywa. Grzegorz Schetyna tę rundę przegrał. Kto wie, czy medialnie nie najważniejszą.
- Mam wrażenie, że politycy PO, w tym także Schetyna, mają jakiś kompleks Ryszarda Petru. Wyraźnie zazdroszczą mu, że "antypisowscy" dziennikarze go lubią, zapraszają do rozmów...
- Platforma czuje, że nie tylko straciła władzę, ale także pozycję najważniejszej partii opozycyjnej. To wywołuje nerwowość tym większą, że władzę gwarantowało im głównie zawołanie "albo PiS, albo Platforma". Dziś jest to bardziej "albo PiS, albo Nowoczesna". I partii Petru trzeba oddać jedno - oni nie mają może najbardziej charyzmatycznego lidera, ale mają lidera jednego. PO ma wielu, a gra na Schetynę. A ta gra może się skończyć tak jak z Ewą Kopacz. Po odejściu Tuska oni nie mają następcy. Przy dominacji Petru właściwie wszyscy liderzy Platformy powinni odpiąć mikrofony i wyjść, tak jak po programach kulinarnych na koniec zdejmuje się fartuchy.
Zobacz: Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: Polacy wolą Unię niż Polskę