"Super Express": - W weekend premier znów musiał tłumaczyć się ze skutków zimy. Tym razem został wywołany do tablicy po tym, jak na Lubelszczyźnie kilka miejscowości zostało odciętych od świata. Najpierw nie chciał na ten temat nic mówić, potem ogłosił, że zaordynował, żeby władze województwa uporały się z sytuacją, bojąc się wyraźnie reakcji społeczeństwa. "Sorry, taki mamy klimat" już nie wystarczy?
Dr Rafał Chwedoruk: - Owa konferencja pokazała, że zaplecze premiera zupełnie się pogubiło. Premier albo nie otrzymał odpowiednich informacji, albo odpowiednio wcześniej nie zapędził niższych szczebli do pracy. Mam zresztą wrażenie, że Donald Tusk wpadł we własne sidła.
- W jaki sposób?
- Z jednej strony wyrastał z tradycji liberalnej i przedstawiał się jako zwolennik decentralizacji, a więc jak najmniejszej ingerencji instytucji publicznych w życie obywateli, promując zaradność obywateli. Mówiąc krótko, obywatelu odśnież sobie sam. Z drugiej jednak strony oczekiwania ludzi są obecnie takie, że państwo powinno ponosić większą odpowiedzialność za to, co się dzieje w kraju. Premier od jakiegoś czasu próbuje więc zamazać swój wizerunek wyalienowanego polityka i pokazać się jako silny przywódca, który w razie potrzeby koordynuje akcję odśnieżania jednego gospodarstwa rolnego. Lepiej byłoby dla niego, gdyby był konsekwentny w swoich poglądach, nawet jeśli oznacza to pewne straty, ponieważ kiedy próbuje przejąć kompetencje innych, wypada to jeszcze gorzej.
- Nie ma pan wrażenia, że rządy PO tak znudziły Polaków, że już nawet warunki atmosferyczne są dobrym pretekstem do uderzenia w rząd?
- Owszem, a winna temu jest sama Platforma, która przez lata budowała swoją pozycję na znużeniu Polaków polityką jako taką. Jej działacze często kreowali się na osoby spoza światka polityki, a samo ugrupowanie jako niepolityczne. Obywatele zadają więc pytania, jakie PO sama chciała, żeby jej zadawano. Nie są to kwestie polityki przez wielkie "P", ale bliskie im sprawy, jak zaśnieżona gminna droga. A przecież u nas w ogóle nie ma debaty politycznej na temat tak ważkich tematów jak przyszłość UE czy kluczowa dla Polski umowa handlowa między Unią a USA. Debata publiczna toczy się za to wokół kilku zasypanych gospodarstw rolnych gdzieś pod granicą albo jednego kryminalisty.
- Jednym słowem, nie róbmy polityki, odśnieżajmy drogi?
- Dokładnie. Najzabawniejsze jest to, że nie mamy do czynienia ze stanem klęski żywiołowej, w czasie której rzeczywiście to instytucje centralne powinny uruchomić odpowiednie procedury, a jedynie z lokalnym problemem. Ale dzięki taktyce PO wszyscy zastanawiają się, czy premier nie powinien osobiście z łopatą zjawić się na Lubelszczyźnie, zamiast mówić na przykład o wizycie Donalda Tuska w kilku europejskich stolicach, w których rozmawiał na temat Ukrainy. Niezależnie od wyników tych spotkań, wydaje się, że to one powinny być wiodącym tematem politycznym w mediach.
- Jeden polski polityk poległ już na klimacie - Włodzimierz Cimoszewicz dobił SLD w 1997 roku w czasie powodzi tysiąclecia, kiedy mówił zdesperowanym ludziom, którzy stracili dorobek całego życia, że trzeba się było ubezpieczyć. Myśli pan, że śnieg i wiatr tej zimy mogą zrobić poważną krzywdę premierowi i jego formacji?
Zobacz też: Tomasz Walczak: Smoleńskiem w Janukowycza
- Nie sądzę. Skutki wielkiej zimy w wielkich miastach, z których w dużej mierze rekrutuje się elektorat PO, są znacznie mniej dotkliwe niż na prowincji, którą już dawno stracił. Nawet najintensywniejszym odśnieżaniem i osobistym zaangażowaniem już nie odzyska. Moim zdaniem, jeśli coś rzeczywiście mogłoby zmrozić Tuska i sprawić mu wiele problemów, to kwestia dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Pojawienie się takich pomysłów w rządzie może być dużo bardziej dotkliwe dla sondaży Platformy niż nawet najmroźniejsza zima, ponieważ dotyczy znacznie większej grupy obywateli.
Czytaj również: Tomasz Walczak: Wyrwać elity z samozadowolenia