Dla wszystkich spóźnionych rewolucjonistów, którzy nie załapali się w Polsce na walkę z komuną, Ukraina, a najbardziej kijowski Majdan, to doskonała okazja, żeby zapisać heroiczną kartę w swoim życiorysie. W Polsce policja nie bije, a jeśli nie ma daniny krwi, to z punktu widzenia polskiej prawicy ich antysystemowa działalność jest cokolwiek niepełna. Stąd pewnie granicząca z głupotą brawura reportera TV Republika, który jako żywo szuka guza, zamiast wykonywać swoje dziennikarskie obowiązki. Rozumiem, że sercem człowiek jest za narodem ukraińskim, ale minimum dziennikarskiego obowiązku wymaga, żeby relacjonować to, co się dzieje, a nie brać w wydarzeniach czynny udział.
Ewa Stankiewicz rewolucji na razie nie robi, ale na Majdanie wciela się w rolę misjonarki, która wśród demonstrantów spaceruje nie tylko z transparentami wyrażającymi solidarność z walką Ukraińców o normalność w ich kraju. Nie omieszkała przywieźć ze sobą namiotu Solidarnych 2010 oblepionego informacjami o Smoleńsku i Katyniu ("Są tutaj różne narodowości, ludzie z wielu krajów, ale tylko my, Polacy, mamy swój namiot") oraz transparentów o znajomej dla Polaków treści: „Stop dla terroru Rosji” i „Polski prezydent zamordowany w Rosji 2010”. Przemawia też do Ukraińców znajomymi słowami: „jesteśmy świadkami coraz większej agresji Rosji wobec niepodległych państw, poprzez szantaż gospodarczy, wpływy służb oraz atak siłowy: wojny w Czeczenii 1994, zbrojny atak na Gruzję 2008, atak terrorystyczny Rosji na Polskę 2010”.
Podobno wszystko przy entuzjazmie Ukraińców, którzy najwidoczniej zapominają na moment, o co walczą. Zapominają o barykadach, o Berkucie, Janukowyczu i ofiarach śmiertelnych ukraińskiej rewolucji. Słuchając Ewy Stankiewicz ronią pewnie łzy nad ofiarą polskiego prezydenta, który, gdyby nie rosyjski spisek, byłby tam dziś z nimi. Dla religii smoleńskiej Polska to bowiem za mało. Energia, która ją rozsadza, robi swoiste „Drang nach Osten” i pragnie zdobyć nowe terytoria.
Wszystko to byłoby nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że Ukraińcy naprawdę biją się o swoją tożsamość i niezależność – od Rosji i skompromitowanej klasy politycznej. Naprawdę giną tam ludzie. Demonstranci naprawdę są gnębieni i poniżani przez niezwykle brutalną milicję i stają się ofiarami prześladowań własnych władz. Traktowanie tego wszystkiego jako platformy politycznej dla różnego rodzaju wewnątrzpolskich rojeń, jest, najdelikatniej mówiąc, wysoce nietaktowne. Nawet jeśli pałatka Solidarnych ginie gdzieś w morzu ważniejszych wydarzeń, które mają miejsce na Majdanie, to sama jej obecność w tej formie jest kpiną z ofiary, którą ponoszą Ukraińcy. Mam nadzieję, że Ewie Stankiewicz i jej towarzyszom jest chociaż trochę głupio z tego powodu.
Tomasz Walczak: Smoleńskiem w Janukowycza
Od dobrych kilku dni można zaobserwować zjawisko wzmożonej aktywności naszej prawicy na Ukrainie. Ciągną tam nie tylko politycy PiS, ale także dziennikarze i różnej maści działacze społeczni. Do tej pory symbolem tej ofensywy był reporter TV Republika, który prosto z pola bitwy relacjonował starcia demonstrantów z milicją, desperacko biegając za Berkutowcami i pytając ich, „czemu robią to, co robią”. Na Majdanie jest już jednak Ewa Stankiewicz i jej Solidarni 2010, którzy, upowszechniając wiedzę na temat zamachu smoleńskiego wśród nieuświadomionych Ukraińców, robią dzielnemu reporterowi konkurencję. Czemu robią, to co robią?