"Super Express": - Premier Beata Szydło odchodzi z rządu, a na jej miejsce premierem zostaje prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Na ile to realny scenariusz?
Marek Migalski: - Prawdę mówiąc, nie bardzo w niego wierzę.
- Dlaczego?
- O tym, że premier Beata Szydło ma być zastąpiona kimś innym, słyszymy praktycznie od początku kadencji. W tym kontekście padały nazwiska prezesa Kaczyńskiego, ale też wicepremiera Piotra Glińskiego. Ani razu te scenariusze się nie sprawdziły. I nie ma w tym nic dziwnego, bo obecna sytuacja jest dla prezesa PiS idealna. Po pierwsze - nie odpowiada prawnie za działania rządu. Po drugie - może zająć się realną polityką, a nie jedynie administrowaniem.
- Jednak sytuacja się trochę zmieniła, mówi się o rozprężeniu w PiS, o konfliktach na linii prezydent - szef MON, nawet o partii prezydenckiej...
- Po pierwsze - ten podział nie wydaje się aż tak olbrzymi i zagrażający partii. Po drugie - nawet gdyby to rozprężenie nastąpiło, objęcie przez Kaczyńskiego funkcji prezesa Rady Ministrów absolutnie nie wpłynęłoby na poprawę sytuacji. Nawet mogłoby ją skomplikować, bo łatwiej jest kierować partią bez obciążeń wynikających ze sprawowania funkcji premiera. Osobiście uważam, że Jarosław Kaczyński na czele rządu stanąłby tylko w jednej sytuacji.
- Jakiej?
- W przypadku skrajnej nielojalności pani premier, gdyby prezes stracił do Beaty Szydło zaufanie. Jednak widzimy, że jest wręcz odwrotnie. Beata Szydło jest zdecydowanie powolna i lojalna wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nie było żadnej sytuacji, by to zaufanie prezesa wobec szefowej rządu mogło zostać zawiedzione. I nie ma żadnych sygnałów mówiących o tym, że miałoby się to kiedykolwiek zmienić.
- Krążą jednak pogłoski, że środowisko byłych polityków Porozumienia Centrum, skupiające najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego, chciałoby zmiany na stanowisku premiera, by prezes ponownie został szefem rządu?
- Nie ulega wątpliwości, że "zakonnicy", najbardziej lojalni wobec prezesa chcieliby go widzieć na stanowisku premiera. Jednak to w żadnym razie nie opłacałoby się samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu. I prezes zdaje sobie z tego sprawę, nie będzie sobie szkodził.
- Zakładając jednak, że prezes uległby namowom i przejął stery rządu. Jak wpłynęłoby to na notowania rządu i partii rządzącej?
- Gdyby tak się stało, byłby to scenariusz niekorzystny zarówno dla rządu, jak i dla partii rządzącej. We wszystkich sondażach popularności premier Beata Szydło notuje dużo lepsze wyniki niż prezes Jarosław Kaczyński. Zastąpienie polityka popularnego niepopularnym spowodowałoby spadek wyników sondażowych rządu i przede wszystkim Prawa i Sprawiedliwości. Prezes zdaje sobie z tego sprawę i raczej nie pójdzie na takie rozwiązanie.
- Czy zmiana na stanowisku premiera spowodowałaby przyśpieszenie tworzenia tzw. partii prezydenckiej?
- Nie sądzę, by sytuacja, w której prezes Kaczyński stanąłby na czele rządu, w jakikolwiek sposób wpłynęła na powstanie bądź nie partii prezydenckiej. Przede wszystkim jednak to scenariusz całkowicie nierealny, na czele rządu stać będzie nadal Beata Szydło.
Politolog doradza: Kaczyński powinien wyrzucić Zbonikowskiego z PiS
Kaczyński porównany do narkomana. Ostre słowa ważnego księdza