"Super Express": - Wielu prawicowych publicystów mówiąc kolokwialnie "jeździ" po prezydencie Dudzie. Zostanie na dłużej kolejnym wrogiem części prawicy czy to chwilowe?
Dorota Kania: - To wynik zaskoczenia, jakim były weta prezydenta wobec ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym. Większość ludzi o poglądach prawicowych liczyła na szybkie zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Nie trzeba chyba tłumaczyć, dlaczego. Sondaże mówią same za siebie, 80 proc. Polaków chce tych zmian.
- Zmian tak, choć niekoniecznie zmiany takiej, jak zaproponował minister Ziobro.
- To była jedyna do tej pory realna propozycja. I niestety reforma wymiaru sprawiedliwości została zahamowana.
- W wypowiedzi prezydenta Dudy nie było niczego o tym, że on tej reformy nie zaproponuje. Że chce zostawić wszystko po staremu. Z wywiadu choćby z Zofią Romaszewską wynika, że te zmiany mogą być radykalne.
- Na razie nie ma tych projektów i nie wiemy, w którym kierunku pójdą. Nie bardzo wierzę też w ten termin dwóch miesięcy na napisanie tych ustaw. To może oznaczać wydłużenie się tego do np. roku. Po konsultacjach, napisaniu ustaw, drodze w Sejmie, Senacie, poprawkach.
- Też przyznam, że dwa miesiące nie wydają mi się realne, ale co do meritum, to była tylko propozycja nagłej roszady personalnej...
- Ta zmiana była nieodzowna. W Sądzie Najwyższym nadal będą zasiadali sędziowie, którzy sądzili w latach 80. i orzekali przeciwko ludziom związanym z opozycją. Nadal nie ma reakcji na ludzi z Sądu Najwyższego, zamieszanych w sprawę korupcyjną, w której to sprawie toczy się śledztwo. Bez tej wymiany to środowisko może pozostawać bezkarne. Niestety, zmianę tej sytuacji zablokowała decyzja prezydenta.
- Konieczność zmian widzi też były premier Jan Olszewski, ale uważał, że te ustawy były nie do podpisania.
- Możemy się tylko domyślać, dlaczego prezydent tak zrobił. Może był pod wpływem w sumie niewielkich protestów? Kilkadziesiąt tysięcy?! W całym kraju w obronie TV Trwam manifestowały miliony osób! Może prezydent obawiał się jakiegoś podziału w społeczeństwie, rozruchów?
- Nie obawia się pani, że te głosy na prawicy o tym, że Duda "zdradził", "opanował go Ubekistan", przekształcają się w nowy "przemysł pogardy", jaki widzieliśmy przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu?
- Nie, nie uważam, żeby to dawało się porównać. Czym innym jest ostra reakcja na błąd prezydenta, a czym innym zorganizowana i skoordynowana akcja nienawiści za wszystko, co robił prezydent Lech Kaczyński. Przemysł pogardy to to nie jest, skala była zdecydowanie inna.
- Skoro nie przemysł, to powiedzmy "rzemiosło pogardy"...
- Rozczarowanie powodem braku zmian nie jest jeszcze żadną pogardą. Też uważam, że powinno się przeprowadzić te reformy natychmiast i nie dziwię się tym, którzy używają ostrych słów. Stało się. I najważniejsze, żeby teraz nie doszło do trwałych podziałów na prawicy, bo ta decyzja prezydenta w wyraźny sposób do tego może doprowadzić. Jeżeli środowiska konserwatywne będą monolitem, to trudno byłoby je rozgrywać. Podzielone znacznie łatwiej.
Zobacz: Andrzej Morozowski: To jakiś układ Dudy i Gersdorf
Przeczytaj też: Tomasz Sakiewicz: Sądy czują oddech na plecach
Polecamy: Lisicki: Atak Ziobry wygląda na tuszowanie słabości