Dodatek węglowy - radźcie sobie sami
Za oknem co prawda afrykańskie upały, a w debacie dyskusje o katastrofalnych skutkach globalnego ocieplenia, ale polska polityka i myśli wielu z nas są już przy jesieni i zimie. Czy wobec kryzysu energetycznego przyjdzie nam marznąć w domach, bo zabraknie węgla lub pieniędzy, by go kupić? Czy będzie nas stać na gaz do ogrzewania? A co z tymi, którym ciepło zapewnia prąd?
Rząd na razie nie ma odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale próbuje uspokoić nastroje społeczne, szukając rozwiązań węglowych problemów Polaków. Normalnie o tej porze roku opalający w piecach węglem już zaczynaliby się w niego zaopatrywać. Ale węgla albo brakuje w składach, albo kosztuje tyle, ile dobra luksusowe. Miały być państwowe dopłaty dla kupujących i sprzedających, by zapewnić akceptowalne dla wszystkich ceny, ale rząd zderzył się z rynkową rzeczywistością, w której niedobory surowca spotykają się z twardym interesem handlarzy deficytowym towarem, i w końcu wycofał się z tego pomysłu rakiem. I zrobił to, co umie najlepiej – zapewnił, że da ludziom do ręki gotówkę i niech sobie radzą, jak umieją.
Polecany artykuł:
Pieniądze to nie wszystko
Do tego już nas PiS przez siedem lat swoich rządów przyzwyczaił – wszystko, co wymaga czegoś więcej niż prostych transferów pieniężnych z budżetu do kieszeni Polaków, całkowicie go przerasta. Prowadzenie nawet tylko nieznacznie bardziej skomplikowanej polityki niż zlecenie przelewów jest poza sferą możliwości tej ekipy. Jej sprawczość kończy się tam, gdzie potrzeba strategii, pomyślunku, koordynacji działań nawet nie kilku ministerstw, ale kilku departamentów jednego resortu. Węglowa rozgrywka należy do rzędu tych skomplikowanych, więc walkower rządu PiS w ogóle nie dziwi. Tyle razy już to widzieliśmy: służba zdrowia, system emerytalny, mieszkalnictwo, edukacja, transport publiczny – żaden z tych obszarów nie doczekał się skutecznej polityki PiS. Za to dostaliśmy m.in. 500+, 300+, 13. i 14. emeryturę. Teraz dodatek węglowy. Radźcie sobie.
Tyle że w sprawnym państwie transfery pieniężne nie wyczerpują jego zobowiązań wobec obywateli. PiS zachowuje się za to jak majętny rodzic, który problemy swoich dzieci rozwiązuje za pomocą drogich prezentów i pokaźnego kieszonkowego. Zalanie pociech nawet milionami złotych nie sprawi, że nagle staną się szczęśliwe. To tylko łatwy substytut rodzicielstwa, tak jak ograniczanie przez PiS polityki państwa do transferów pieniężnych jest substytutem rządzenia. To zwykłe partactwo.