To wszystko oczywiście nie przypadkiem wydarzyło się w dniu, w którym Sojusz Lewicy Demokratycznej chciał prężyć publicznie muskuły na zaplanowanej konwencji. Pokaz mięśni wypadł flakowato. Za to Ryszard Kalisz zgodnie z etykietą stwierdził, iż nikt ważny SLD nie opuszcza...
Wcześniej, zauważyć należy, zabawniejszy był uciekinier z SLD i upraszający o łaskę Platformę, Gintowt-Dziewałtowski. Stwierdził mianowicie, że "w SLD skończył się popyt na fachowców". Dobre! A on fachowiec socjalistyczny, będzie teraz bez wewnętrznego oporu służył kapitalistom.
Przecież chyba ten Dziewałtowski wie, że PO to jednak w zasadzie liberałowie?
Jest coś głęboko odstręczającego we wszystkich tych panicznych przed wyborami międzypartyjnych przejściach, zmianach skór, górnolotnych frazesach, które mają uzasadnić najważniejszą polityczną obawę: jak się nie dać odepchnąć od koryta.
Plankton dostanie trochę karmy, żeby nie fikał
A PO robi sobie dobrą robotę. Chociaż teoretycznie razem z przyjmowaniem tego całego spanikowanego planktonu grozi im ideowe rozmycie w rodzaju kapitalizmu socjalistycznego, to tak naprawdę nie mają się czym martwić. Planktonowi rzucą trochę karmy, żeby nie fikał, ale - nie oszukujmy się - nikt tym nowym ochrzczeńcom nie da dojść do głosu w sprawach ważnych.
A jak mawiał towarzysz Koba, znany jako Stalin, "Kadry decydują o wszystkim" (stare kadry). Jeszcze jeden zabawny cytat z tow. Koby: "Nie trzeba kupować narodu, wystarczy mieć tych inżynierów dusz i to zupełnie załatwia problem zniewolenia".