Sąd Apelacyjny w Warszawie, który wcześniej zajmował się sprawą Roberta W., uchylił mu immunitet. Oznacza to, że prokuratura mogłaby postawić sędziemu zarzuty kradzieży. Mogłaby, ale nie może, bo Robert W. odwołał się do Sądu Najwyższego. Jego obrona skarży się, że Sąd Apelacyjny nie zgodził się na zbadanie Roberta W. - W zażaleniu obrońca podniósł zarzut naruszenia przepisów postępowania polegający na nieuwzględnieniu wniosku o przeprowadzenie dowodu z opinii lekarzy psychiatrów, czy obwiniony w chwili popełnienia zarzucanych mu czynów miał zdolność rozpoznania ich znaczenia - informuje Krzysztof Michałowski z biura prasowego Sądu Najwyższego. Jak dodaje Michałowski, obrońca wskazuje w uzasadnieniu zażalenia, że gdyby u sędziego stwierdzono zależność między zaburzeniami psychicznymi i ich następstwami, nie powinien zostać uznany za winnego.
Obrońcy chodzi więc o to, żeby jego klienta zbadali psychiatrzy i sprawdzili, czy nie jest psychicznie chory. Jeśli bowiem okaże się, że Robert W. cierpi na jakieś dolegliwości, to immunitet nie powinien zostać uchylony, a co więcej, nie można ukarać sędziego złodzieja, jeśli ten kradł z uwagi na zaburzenia psychiczne.
A karać jest za co. Przypomnijmy, że kamery monitoringu nagrały, jak kradł sprzęt elektroniczny w sklepie. Raz w Wałbrzychu, wraz z żoną (kobieta usłyszała już zarzuty), a drugi raz we Wrocławiu. Sędzia został przyłapany przez ochronę, miał przy sobie m.in. specjalne cążki do przecinania zabezpieczeń.
Jeśli immunitet zostanie uchylony, to Robertowi W. grozi pięć lat więzienia. Sędzia W. aktualnie jest zawieszony. Pobiera połowę swojego wynagrodzenia, czyli ok. 8 tys. zł.
Zobacz także: Żona sędziego kradła z mężem