"Super Express": - Wczoraj w Sejmie próbowaliście wywiesić transparent, a straż marszałkowska wam to uniemożliwiła. Ale dlaczego w ogóle taki transparent chcieliście w oknie parlamentu wywiesić?
Iwona Hartwich: - Nie żaden transparent, ale banner. Banner w języku angielskim, informujący o tym, że w polskim Sejmie odbywa się protest rodziców pełnoletnich osób niepełnosprawnych. Chodziło nam o to, że delegacje państw NATO, które odwiedzą polski Sejm, będą na obrady prowadzone bocznymi przejściami tak, by nie widziały naszego protestu.
- Ale czemu informować w języku angielskim, skoro decyzję o pomocy i tak podjąć ma polski rząd, z którym lepiej komunikować się raczej w rodzimym języku?
- Chodziło o to, by pokazać przedstawicielom państw Unii Europejskiej, że w Polsce, kraju do Unii należącym, sytuacja osób niepełnosprawnych jest dramatyczna, trwa ich protest, a ludzie ci muszą wyżyć z dochodu poniżej 900 złotych miesięcznie!
- Protest trwa już bardzo długo. Czy istnieje realna szansa na porozumienie?
- Złożyliśmy już czwartą propozycję kompromisowego rozwiązania, ale wciąż niestety nie mamy odpowiedzi ze strony rządu.
- Właśnie, rząd. Gdy protest się zaczynał, również z prawej strony słychać było wiele życzliwych słów pod waszym adresem. Jednak teraz wiele osób zarzuca wam, że protest jest polityczny.
- .absolutnie nie jest polityczny! Jest społeczny. Ja nie miałam i nie mam jakichkolwiek ambicji politycznych, kandydowania gdziekolwiek.
- Czy nie obawia się pani jednak, że wasz protest wykorzystali politycy opozycji i teraz jest już on odbierany jako spór nie społeczny, a polityczny?
- Ale niepełnosprawni i ich rodzice nie dadzą się wykorzystać! Po prostu walczymy o to, co należy się naszym dzieciom. A politycy byli zawsze. Cztery lata temu, gdy rządziła Platforma Obywatelska, poseł Arkadiusz Mularczyk jadł z nami kanapki. Dziś, gdy rządzi PiS, opozycyjna posłanka Joanna Scheuring-Wielgus pierze nam koszule. A więc politycy się zmieniają, nasze priorytety nie. A to, że dziś atakujemy akurat PiS? Doskonale zdaje pan sobie sprawę, że partia ta ma w Sejmie większość, tworzy rząd, to od jej polityków zależy, czy nasze postulaty zostaną spełnione.
- No tak, ale jednak była demonstracja, na której politycy opozycji usiłowali wymuszać na dzieciach rzucanie jajkami w wizerunki polityków PiS. Była w Sejmie wypowiedź jednej z pań, że na PiS nie można głosować. Tymczasem wśród osób niepełnosprawnych są ludzie o różnych poglądach, a ich problemy powinny być rozpatrywane poza bieżącymi sporami?
- Moja cała duża rodzina - 60 osób - głosowała na Prawo i Sprawiedliwość. No, prawie cała. Wyłamał się Kuba, który głosował na Kukiza. I teraz czujemy się bardzo zawiedzeni tym, że rząd, na który głosowaliśmy, nie spełnił tak ważnych postulatów dla rodzin osób z niepełnosprawnością. To, co im się udało, to to, że faktycznie te wspomniane 60 osób z mojej rodziny już nigdy na nich nie zagłosuje.
- Część prawicy ostro jednak panią krytykuje. Pojawiły się wpisy mówiące o mieszkaniu, piesku, wyjazdach zagranicznych.
- Za te wczasy byłam już atakowana cztery lata temu. Za czasów innego rządu przez inne osoby. Dziś to wraca. I powiem, co już mówiłam - dopóki starczy mi sił, zdrowia i pieniędzy, będę robiła wszystko, by pokazać Kubie jak najwięcej świata. Bo na to zasługuje. A ci, co to krytykują, nie pojadą z nim przecież, by pokazywać mu cokolwiek.
- Pojawiła się też kolejna krytyka. Mówią państwo, że wasze dzieci nie pracują. Tymczasem pojawiły się informacje, że pani syn pracuje jednak w fundacji. Jak się pani do tego odniesie?
- Mój syn nie "pracuje", ale się uspołecznia. To znaczy, że dzięki zatrudnieniu poznaje ludzi, nie siedzi w jednym zamkniętym pomieszczeniu. To przy terapii bardzo ważne. Wczoraj dostałam smutną informację, że Kuba będzie zatrudniony jeszcze tylko przez dwa miesiące. A po nich wróci do czterech ścian. Już teraz myślę, jak zorganizować mu ten czas.