"Super Express": - Byłego ministra sportu z PO oskarżono w związku z nieprawidłowościami w oświadczeniu majątkowym. W latach 2011-2013 miał zaniżać dochody, ukryć 120 tys. zł i nie potrafił wytłumaczyć, skąd je ma. Opozycja dziwi się, że po takim czasie śledczy zdecydowali się po niego przyjść. Pana też to dziwi? Motywacja jest polityczna?
Arkadiusz Mularczyk: - O ile wiem, sprawa byłego ministra była głośna i znana jeszcze za czasów rządów Platformy. Już wtedy interesowało się nim CBA. Zakładam, że wczorajsze zatrzymanie to kontynuacja tych działań. O szczegóły trzeba jednak pytać służby. Widać jednak jedno.
- Co takiego?
- Skalę kombinatorstwa i cwaniactwa. Widać było przyzwolenie, skoro niemal każdy miał jakieś sprawy za uszami. To wszystko jakoś władzom Platformy nie przeszkadzało. Dziś, kiedy pobłażania nie ma, widać od razu efekty.
- Nie budzi pańskich wątpliwości, że do zatrzymania dochodzi dopiero dziś? Politycy opozycji dostają amunicję do ręki, żeby oskarżać was o polityczne sterowanie służbami.
- Takie oskarżenia są nieuzasadnione. Nie politycy PiS decydują, jak prowadzone są sprawy, i kto i kiedy jest zatrzymany. Trzeba pytać rzecznika prokuratury, która sprawą Andrzeja B. się zajmuje, czemu teraz dochodzi do zatrzymania. Nie znam akt sprawy i nie jestem w stanie tego ocenić. Ja mogę tylko ogólnie komentować, że Platforma nie od dziś ma problemy z uczciwością.
- Politycy - nie tylko z PO, ale i z PiS - lubią tłumaczyć błędy w oświadczeniach majątkowych roztargnieniem. Warto wyciągać wtedy tak ciężkie działa jak zatrzymanie?
- Wszystko zależy od skali.
- To znaczy?
- Wszyscy jesteśmy ludźmi. Każdy się może pomylić. Istnieje możliwość weryfikacji czy wyrażenia czynnego żalu, jeśli do oświadczenia zakradnie się jakiś błąd. Jeśli w tej sytuacji dochodziło do poważnych nieprawidłowości, to nie było wyjścia - organy państwa musiały działać.
- Swoje perypetie z oświadczeniami majątkowymi miał m.in. były minister środowiska Jan Szyszko. Znacząco zaniżył wartość słynnej "stodoły", która okazała się miniwillą, a nie budynkiem gospodarczym. Do tego doszło niewpisanie do oświadczenia kolekcji poroży, które powinny się w nim znaleźć. Tu prokuratura była wyjątkowo pobłażliwa.
- Proszę pytać prokuraturę. Nie znam tej sprawy. Jak powiedziałem: jesteśmy tylko ludźmi i każdy się może pomylić.
- Trudno uwierzyć w pomyłkę, kiedy nieruchomość jest warta nawet ok. 500 tys. zł, a pan minister ocenił jej wartość na 17 tys. zł. Taka rozbieżność to coś normalnego?
- Proszę pytać prokuraturę. Nie wiem, czego pan ode mnie wymaga.
- Zastanawia, czy mamy różne standardy wobec polityków różnych partii. Bo takie pytania się pojawiają.
- Każda sprawa jest indywidualna. Każdej trzeba się uważnie przyjrzeć i dopiero po zapoznaniu się ze wszystkimi okolicznościami oceniać. W przeciwnym wypadku trudno o obiektywizm.
- Pana zdaniem dla posłów PiS - gdyby znaleźli się w podobnej sytuacji co były minister sportu - służby byłyby równie bezlitosne?
- Nie znam służb, nie znam ludzi, którzy w nich pracują. A o takie rzeczy trzeba właśnie ich pytać.