Andrzej Stankiewicz

i

Autor: Piotr Bławicki Andrzej Stankiewicz, Publicysta „Rzeczpospolitej”

Andrzej Stankiewicz: Schetyna to nie Tusk. Wszystkich nie zabije

2017-01-26 3:00

- Schetyna mógł wyrzucić z partii Protasiewicza, Michała Kamińskiego itd. Powtarzam jednak, że nie jest Donaldem Tuskiem, wszystkich nie zabije. Na zamordyzmie może umocni pozycję we własnej partii, całej opozycji, ale nie będzie miał silnej pozycji w starciu z Jarosławem Kaczyńskim i PiS. - opiniuje Andrzej Stankiewicz, publicysta, w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Pojawiły się informacje, że Grzegorz Schetyna ma pomysł na zneutralizowanie "młodych, gniewnych, niepokornych" działaczy PO. Pomysłem tym miałoby być zesłanie tych ludzi do samorządu. Czy faktycznie to sposób na zdławienie wewnętrznej konkurencji?

Andrzej Stankiewicz: - Zacznijmy od diagnozy. Grzegorz Schetyna ewidentnie ma problem z tymi młodziakami. Oni nigdy nie byli ze Schetyną związani, wypłynęli na proteście sejmowym. On nie zapanował nad protestem, a potem zaczął się ścigać z nimi na radykalizm. To on ustalił, że Platforma będzie na sali przez całe święta i Nowy Rok. Natomiast co do konfliktu Schetyna przez całą karierę polityczną był "kilerem" Donalda Tuska, usuwał z Platformy wszystkich potencjalnych konkurentów. Nauczony jest tego, że lider jest jeden, a jak ktoś próbuje wypłynąć, to go należy politycznie zamordować. I tak postępuje dziś w Platformie, ale też w bezpośrednich relacjach z Ryszardem Petru. Schetyna ewidentnie oczyszcza swoje pole, nie walczy z Kaczyńskim ale z partyjną konkurencją i liderem Nowoczesnej.

- I walkę tę wygrywa?

- Jeśli chodzi o plan wysłania młodych gniewnych do samorządu, to po pierwsze - Schetyna to nie Tusk, nikomu nic nie może kazać. Na propozycję nie wszyscy muszą się zgodzić. Po drugie - polityk, który osiągnie sukces w wyborach samorządowych, sam może zbudować swoją pozycję i zagrozić Schetynie. Przewodniczący PO faktycznie chce zarządzać partią jak Tusk. Problem w tym, że to już inne czasy. Nie ma ani takiej pozycji w partii jak były premier, ani takiego poparcia w elektoracie liberalnym. W czasie Tuska Platforma nie miała też we własnym elektoracie konkurencji. Owszem - Petru miał skandal ze swoją posłanką, stracił też finansowanie budżetowe przez głupi błąd. Nie zmienia to faktu, że Nowoczesna jest dla PO wciąż problemem, za Tuska Platforma konkurencji nie miała żadnej. Schetyna mógł wyrzucić z partii Protasiewicza, Michała Kamińskiego itd. Powtarzam jednak, że nie jest Donaldem Tuskiem, wszystkich nie zabije. Na zamordyzmie może umocni pozycję we własnej partii, całej opozycji, ale nie będzie miał silnej pozycji w starciu z Jarosławem Kaczyńskim i PiS.

- Ale może chodzi właśnie o to, że dziś przewodniczący PO ma czas, by się rozprawić z konkurencją po stronie opozycyjnej, a w roku 2019 bez konkurencji po liberalnej stronie zawalczyć o pełną stawkę z PiS?

- Tylko że jeżeli definiujemy grupę niechętną Schetynie, to przede wszystkim będzie to Ewa Kopacz, pojawią się niedobitki po Cezarym Grabarczyku, czterdziestolatki, jak Nitras, Pomaska, Tomczyk, to okaże się, że to zbyt duża grupa, i Schetyna nie może zabić ich wszystkich. Najchętniej zamordowałby politycznie Kopacz. Ona mu wadzi, nie pasuje. Szczególnie że w Platformie od lat władzę przejmował ten, kto wyciął całą konkurencję. Schetyna owszem ograł Kopacz w walce o władzę w partii rok temu, ale ona wciąż w Platformie jest. I dla Schetyny to duży problem, bo to w końcu była premier i była liderka PO. On nie jest w stanie jej wyrzucić. Z kolei Kopacz jest w stanie sporą grupę polityków chronić. Nie, Schetyna nie ma czasu, by się pozbyć się konkurencji i dopiero stanąć do walki z PiS. Jest na to po prostu za słaby.

Zobacz: Tomasz Walczak: Pucz zamiast Smoleńska