- Odpowiadam za swoich urzędników, którzy nie zachowali należytej staranności. Mogli wykazać więcej starań, nie pokazali wystarczającej rzetelności i dokładności. To spowodowało, że zaufanie, którym ich darzyłam, straciłam. Zwrot działki (...) był pochopny, odpowiedzialni są za to przede wszystkim urzędnicy, a nie prezydent czy wiceprezydent stolicy - broniła się Hanna Gronkiewicz-Waltz na konferencji dotyczącej afery reprywatyzacyjnej w stolicy. W efekcie swoje stanowisko stracili wieloletni szef biura gospodarki nieruchomościami Marcin Bajko i jego zastępca.
O jaką aferę chodzi? O zwrot działki w centrum stolicy wartej dzisiaj 160 mln zł. Okazało się, że miasto w 2012 roku przekazało w prywatne ręce działkę przy placu Defilad. Jej przedwojenny właściciel Holger Martin był Duńczykiem, a Dania to jedno z państw, którym PRL wypłaciła odszkodowania związane z tzw. dekretem Bieruta. Państwo polskie nie było więc nic winne Duńczykowi i do zwrotu więc w ogóle nie powinno dojść.
Sprawę intensywnie bada CBA i wrocławska prokuratura. Przy okazji tej afery wyszło na jaw, że nieprawidłowości mogą być również przy innych zwrotach warszawskich nieruchomości.
Gronkiewicz swoją konferencję prasową zwołała o godz. 7.20 rano. Wcześniej prezydent stolicy nie zabierała głosu, bo odpoczywała na urlopie. Kilka godzin po pierwszej konferencji miała miejsce druga, w ratuszu. Ale tam też, prezydent stolicy winą obarczyła urzędników, zachowując się tak, jakby nic nie wiedziała o wątpliwościach przy reprywatyzacji w Warszawie.
- Ale przecież to Hanna Gronkiewicz-Waltz odpowiada za to, co się działo przy skandalu reprywatyzacyjnym w stolicy. To prezydent odpowiada też za pracę urzędników i to ona powinna podać się do dymisji. To bardzo niemoralne zwalać winę na urzędników. Czy pani prezydent nie wiedziała, co się dzieje w rządzonym przez nią mieście?! - mówi nam prof. Antoni Kamiński, ekspert ds. korupcji.
W podobnym tonie wypowiada się warszawski radny oraz prezes stowarzyszenia Miasto Jest Nasze Jan Śpiewak. To on nagłośnił całą sprawę i alarmował o nieprawidłowościach przy reprywatyzacji. Jego zdaniem konto prezydent stolicy obciąża także sprawa z udziałem jej najbliższych.
- Hanna Gronkiewicz-Waltz musi zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo patologicznym i niesprawiedliwym procesem jest dzika warszawska reprywatyzacja. Jak sama przecież mówiła, jest jej ofiarą. Jej mąż wraz z rodziną odziedziczył "trefną" kamienicę na Noakowskiego 16. Została ona ukradziona żydowskim właścicielom przez gang szmalcowników po II wojnie światowej. Sfałszowali oni akt notarialny, a następnie sprzedali ją wujkowi męża pani prezydent. Mimo to rodzina Waltzów sprzedała kamienicę firmie deweloperskiej. Pani prezydent doskonale wiedziała, że sprawa jest co najmniej kontrowersyjna. I nic nie zrobiła przez 10 lat! - twierdzi Śpiewak.
Zobacz: Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiada ZWOLNIENIA w ratuszu! [REPRYWATYZACJA W WARSZAWIE]