W ostatnich latach o Zbonikowskim było głośno, lecz bynajmniej – nie z powodu jego pracy na rzecz Polski. „Zwariowałam na Twoim punkcie wiesz? (...) To był piękny, zbliżający nas tydzień. Oby było takich więcej. Kocham Cię (...) A wiesz, że uroczo wczoraj wyglądałeś, leżąc na moich udach” - takie pikantne wiadomości poseł słał do swojej asystentki, a ich treść poznała cała Polska. Jego żona Monika zaś wynajęła detektywów, a ekspertyzy wykazały, że w jego majtkach znajdowały się ślady DNA kochanki!
Monika Zbonikowska twierdziła też, że mąż wykręcał jej ręce i bił. Bywało, że podczas małżeńskich sprzeczek interweniowała policja. Ostatnio jednak sąd uznał, że podczas jednej z awantur Zbonikowski żonę „szarpał, ale nie bił”. Postępowanie warunkowo zawieszono. W międzyczasie wyciekł jeszcze rękopis posła. Tam rozprawiał on, jaka powinna być idealna żona: „ładna, żeby seks nie był przymusem. Niewysoka, z płaską głową, żeby można było na niej postawić szklankę z piwem. Do tego posłuszna, inteligentna i w miarę majętna”. To jeszcze bardziej skompromitowało „seksposła”.
Ale w partii najwidoczniej nikt już nie zwraca uwagi na jego występki. Zbonikowski z podniesioną głową przyszedł na niedzielną konwencję PiS. Rozsiadł się wśród innych działaczy w piątym rzędzie i jakby nic się nie stało, oklaskiwał przemówienie prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ba! Na dodatek sam chwalił się fotkami ze spotkania! A jeszcze trzy lata temu podczas partyjnego wiecu w Toruniu, Kaczyński mówił ze sceny, nawiązując do Zbonikowskiego: "państwo to moralność, to wysoki poziom moralny jego przedstawicieli (…) Ja tu widzę na sali osobę, która nie powinna się tu znaleźć - nie jest tu zaproszona, bo spadła poniżej pewnego poziomu i bezprawnie powołuje się na znak Prawa i Sprawiedliwości” - grzmiał wówczas.