Wielokrotnie widziałem, że taka czy owaka biurwa zbesztana od góry do dołu zaczyna wreszcie pracować tak jak powinna, czyli tak, jakby chciała petentowi pomóc, a nie pokazać, jaka to ona jest ważna i jak bardzo nad nami panuje. Fakt, że bycie furiatem nie zawsze działa. Często człowiek zachowujący się w ten sposób balansuje na granicy żenady i śmieszności, ale mimo to polecam. Obywatelu, wykrzykuj swoje prawa przedstawicielom tych instytucji, które żyją z twoich pieniędzy, a zachowują się, jakby robiły ci łaskę. Wykrzykuj! Na przykład moje w odpowiednich momentach włączane furiactwo skruszyło niejedną barierę. Ale od wielu wciąż odbijam się potłuczony. A takich naprawdę niemądrych barier mamy wokół siebie w normalnych codziennych sprawach tysiące.
Podam przykład mojej ostatniej porażki (ale będę walczył!). Moja 5-letnia córka złamała nogę. W szpitalu założyli gips, kazali przyjść na zdjęcie go za 4 tygodnie. Przyszliśmy. Pani mówi, że nie zdejmą gipsu, który założyli, bo potrzebne jest skierowanie na zdjęcie gipsu. A ja na to: "Słucham? Że jakie skierowanie na zdjęcie gipsu dziecku, skoro wy go założyliście, a też wy napisaliście tu na tej karce, którą prezentuję, że trzeba go dziś zdjąć?". A na to już trochę przerażona mną pani, że i tak nie zdejmą dziecku gipsu, bo potrzebne jest skierowanie, a dziś nie dostanę skierowania, bo nie ma lekarza od skierowań. Więc pojechałem z dzieckiem do innej przychodni, a tam to samo. Więc wziąłem dziecko do wanny i w kilkanaście minut sam córce zdjąłem gips i córka już biega. Bo trzeba walczyć o swoje prawa, nawet za cenę bycia furiatem, a jak nic to nie da, to tradycyjnie, trzeba liczyć na siebie. Na koniec wszystkich miłych Czytelników zachęcam, żeby od czasu do czasu nie byli tacy mili dla różnych biurw i ich bezsensownych procedur. Motywujcie ich łagodnym wrzaskiem!