"Super Express": - "Gazeta Wyborcza" zdobyła nagranie nieujawnionego przez MON zdarzenia, jakim było podpatrywanie przez rosyjski samolot szpiegowski ćwiczeń polskiego wojska na poligonie nad Bałtykiem. Miało to miejsce latem ubiegłego roku.
Wojciech Łuczak: - To nie był samolot szpiegowski, lecz rozpoznawczy.
- Co chyba nie czyni tego zdarzenia mniej niepokojącym...
- Jeżeli kogoś niepokoją działania rutynowe, to tak: proszę się niepokoić. Rosyjskie okręty regularnie biorą udział w ćwiczeniach NATO na Bałtyku. W tych nie brały, więc logiczne jest - i dla mnie, jako cywilnego eksperta od wojskowości, i dla fachowców z MON - że Rosjanie je monitorowali.
- No, ale powiedzieć o tej sytuacji, że gość w dom, Bóg w dom, się nie da.
- Każde takie ćwiczenia są monitorowane. Na wszystkich morzach i oceanach. To procedura naturalna. My również staramy się rozpoznać charakterystyki radarów rozmieszczonych w obwodzie kaliningradzkim - więc jeśli Rosjanie ćwiczą, nasłuchujemy ich. Rozpoznajemy ich systemy radiolokacyjne.
- Sugeruje pan, że oburzamy się teraz w "Super Expressie" na zasadzie: jak Kali ukraść krowę, to dobrze, a jak Kalemu ukraść, to źle?
- Tak. Dziennikarze zrobili sensację z czegoś, co dla wojskowych jest dniem powszednim. Bo żołnierze wiedzieć, że Kali kraść krowę i Kalemu kraść krowę.
- Nasze samoloty muskają skrzydłami rosyjską przestrzeń powietrzną?
- Nie potrzebujemy używać samolotów. Mamy granicę lądową i robią to nasze stacje naziemne.
- Dlaczego więc Rosjanie użyli samolotu?
- Bo nasze ćwiczenia nie odbywały się przy granicy, tylko dalej na zachód - na morzu. Aby się do nas zbliżyć, potrzebowali samolotu.
- A czy np. szwedzkie samoloty monitorują w ten sposób Rosjan?
- Oczywiście, że tak.
- Samolot pochodził z obwodu kaliningradzkiego?
- Tak. Stacjonuje tam pułk rozpoznania. Ma on długie tradycje. W 1941 r. bombardował Berlin - wtedy oczywiście nie istniała jeszcze taka jednostka administracyjna jak obwód kaliningradzki - a w czasach Układu Warszawskiego jego zadaniem było rozpoznanie portów i innych celów do uderzeń, w tym nuklearnych, na obiekty NATO sięgające aż po Hiszpanię. Bombardowań miały dokonywać bombowce dalekiego zasięgu Tu-22 M. Zostały one złomowane na skutek porozumienia rozbrojeniowego. Dziś ten pułk służy do rozpoznania ruchu wszelkich flot znajdujących się na Bałtyku. Tak samo jak nasza flota, interesują ich floty: Niemiec, Danii, Szwecji, Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy i każdego innego kraju, który pojawi się na tym akwenie.
- Co wiemy o samej maszynie?
- Jest to Su-24 MR, czyli rozpoznawcza wersja bombowca frontowego: dwumiejscowy, dwusilnikowy, ze zmienną geometrią skrzydeł. Przenosi aparaturę lokalizującą stacje i radary i zapisującą parametry pracy tych urządzeń, a także wykrywającą obiekty na wodzie za pomocą kamer. Rosjanie pokazywali mi zdjęcia zrobione z tych samolotów okrętom niemieckim, szwedzkim i polskim.
- Rozbrajająca szczerość. Jeśli "rozbrajająca" jest w ogóle terminem na miejscu...
- A czy pan myśli, że Amerykanie nie prowadzą rozpoznania u nas?
- Po co mieliby to robić? Informacje o naszym wojsku przynieśliśmy im na tacy.
- Oczywiście, ale sprawdzają to. Wiedzieć to nie znaczy: planować atak.
- W tym samym materiale "Gazeta Wyborcza" donosi, że niedawno celem podobnej operacji stali się Słowacy. Tyle że tam rosyjskie samoloty zapuszczały się w głąb kraju.
- Jeżeli to prawda, to w takim wypadku nie mamy do czynienia z rutynowym działaniem, na które reaguje się ze spokojem. Jednak dziennikarską manipulacją jest zestawianie ze sobą tych dwóch przypadków.
- Czy pana zdaniem realny jest militarny konflikt między Polską - czyli de facto NATO - a Rosją?
- To jest kompletna bzdura - fantasmagoria. W NATO bardzo się liczy na poprawę stosunków polsko-rosyjskich. Przecież istnieje komitet współpracy NATO - Rosja i placówka NATO w Rosji. Rosja jest niezwykle ważnym elementem strategii NATO w Afganistanie. To nie jest tak, że NATO i Rosja patrzą na siebie przez lufy dział.
- Zero zagrożeń?
- Jest jeden katastrofalny wręcz scenariusz. Na razie nierealny, ale musimy być na niego przygotowani. Jeżeli kiedyś obwód kaliningradzki - rosyjska eksklawa w naszej części Europy - dojrzeje gospodarczo tak dalece, że zacznie poważnie myśleć o secesji, to wtedy Kreml będzie musiał jakoś zareagować. Strach pomyśleć, do czego mogłoby dojść w najbardziej zmilitaryzowanym obszarze naszego kontynentu - obszarze, z którym graniczymy.
Wojciech Łuczak
Wydawca miesięcznika "RAPORT - wojsko, technika, obronność"