Gen. Czesław Kiszczak zmarł 5 listopada zeszłego roku. Już na miesiąc przed jego śmiercią żona mówiła, że chce, aby jego grób był na warszawskich Powązkach. - Dopóki będę żyła, zrobię wszystko, aby mój mąż spoczął na wojskowych Powązkach, w sąsiedztwie generała Jaruzelskiego. Chcę, aby miał kościelny pogrzeb, a mszę odprawiał arcybiskup Sławoj Leszek Głódź - opowiadała w książce "Kiszczakowa. Tajemnice generałowej".
Ale sprawa pochówku Kiszczaka potoczyła się zupełnie inaczej niż wyobrażała to sobie jego żona. W najczarniejszych snach nie przypuszczała, że na Powązkach nie znajdzie się miejsce dla generała, a zostanie on pochowany na cmentarzu prawosławnym na warszawskiej Woli.
- Proszę sobie wyobrazić, że Czesława nie chciał pochować żaden katolicki ksiądz. To smutne. A przecież mąż był wielkim polskim bohaterem, który doprowadził do Okrągłego Stołu. To nie Wałęsa, tylko Kiszczak obalił komunę - mówi nam Maria Kiszczak. I zapowiada batalię o zmianę miejsca pochówku. - Czesław musi spocząć na Powązkach. Wierzę, że uda mi się to zrobić. Przecież jego miejsce jest wśród oficerów Wojska Polskiego. Gdyby nie on, nie byłoby w Polsce demokracji - dodaje na koniec.
Zupełnie innego zdania jest historyk prof. Antoni Dudek. - Generał Czesław Kiszczak źle zapisał się w naszej historii i byłoby wielkim nieporozumieniem, gdyby miał spocząć na wojskowych Powązkach. To nie jest miejsce dla Kiszczaka - podkreśla.