Śledczy zarzucają Gawłowskiemu przyjęcie m.in. dwóch zegarków marki Tag Heuer i 200 tys. zł łapówki. Polityk w styczniu sam zrzekł się immunitetu. - Niech mnie prokuratura wezwie, przesłucha, niech dostanę zarzuty i sprawa jak najszybciej trafi do sądu. Ale obawiam się, że tak nie będzie, bo w sądzie prokuratura się skompromituje - mówił kilka dni temu Gawłowski.
Afera z zachodniopomorskim baronem Platformy wybuchła w grudniu. Tuż przed świętami funkcjonariusze CBA weszli do jego warszawskiego mieszkania i do domu w Koszalinie. Według żony polityka Platformy przeszukanie zamieniło się w wielogodzinny koszmar. - O ile w Warszawie wyglądało to przyzwoicie, o tyle w domu w Koszalinie robili praktycznie, co chcieli. Zrobili straszny bałagan, zdemolowali dom. Zabrali zegarki męża; chcieli też zabrać moje, ale po interwencji prawnika zrezygnowali. W Warszawie zabrali nam wszystkie naczynia, w Koszalinie po jednej sztuce. Na nic zdały się argumenty, że nie będziemy mieli na czym jeść. Było tak dużo funkcjonariuszy, że bałam się, że mogą nam coś podrzucić - mówi Gawłowska. - Po przeszukaniu w Koszalinie czułam się upodlona. Może to zabrzmi źle, ale ja doskonale rozumiem Barbarę Blidę, bo u nas również był taki moment, że gdyby można było sobie coś zrobić, to nie wiem, czy bym tego nie zrobiła. Byłam bliska targnięcia się na życie - wyznaje Gawłowska.
Co na to CBA? - Nie chcę oceniać słów tej pani. W trakcie i po przeszukaniach nie było żadnych zastrzeżeń do naszych działań. Dla CBA nie ma znaczenia, kto jest z jakiej partii. Nie ma dla nas politycznych barw. Jeżeli ktoś jest uwikłany w proceder łapówkarski, wcześniej czy później wpadnie w nasze ręce - komentuje nam Temistokles Brodowski z wydziału prasowego CBA.
Zobacz: Majątek posła PO Stanisława Gawłowskiego. Na koncie 300 tys. zł [OŚWIADCZENIE MAJĄTKOWE]