- Karol był moim przyjacielem, ale jednocześnie autorytetem. Człowiekiem, któremu można było ufać. Zawsze postępował zgodnie ze swoim sumieniem – mówi „SE” Henryk Wujec i wspomina czasy wspólnego internowania. - Byliśmy w grudniu na posiedzeniu Komisji Krajowej Solidarności. Przed północą wróciliśmy do sopockiego Grand Hotelu. Zasnąłem i obudził mnie właśnie Karol, który wszedł do pokoju i powiedział, że jesteśmy okrążeni. Rzeczywiście ZOMO otoczyły nasz hotel ze wszystkich stron. Przewieziono nas na komendę, później do lasów pod Wejherowem. Byliśmy internowani w jednej celi: ja, Karol, Jacek Kuroń, Andrzej Gwiazda, Jan Rulewski… można by dzisiaj powiedzieć, że taki najgorszy sort - wspomina.
ZOBACZ TEŻ: Karol Modzelewski nie żyje. Wybitny opozycjonista zmarł w wieku 81 lat
Nie wiedzieliśmy co z nami będzie, sądziliśmy, że wywiozą nas do Związku Radzieckiego, ale ostatecznie wylądowaliśmy w więzieniu na warszawskiej Białołęce. Karol był uosobieniem spokoju – ciągle nam wtedy powtarzał żebyśmy się nie denerwowali. Nawet kiedy oskarżyli nas o obalenie ustroju za co groziła kara śmierci. Ja byłem przerażony, a Karol zachowywał spokój… mi teraz trudno go zachować. Był jak kompas – dziś wyjątkowo nam potrzebny – dodaje Wujec.