"Super Express": - Dlaczego Związek Polaków na Białorusi znów stał się celem dla reżimu?
Aleksander Milinkiewicz: - Równo za rok odbędą się w naszym kraju wybory prezydenckie. Władza bardzo się ich boi. Podobnie jak niezależnego Związku Polaków, który jest poważną i wpływową organizacją pozarządową. Łamanie praw człowieka na Białorusi bierze się właśnie stąd, że władza nie jest już tak pewna swego sukcesu w tych wyborach.
Przeczytaj koniecznie: Andżelika Borys: Europa powinna zareagować
- Tuż po represjach, przed weekendem, doszło do spotkania białoruskiego ministra spraw zagranicznych Sierhieja Martynaua z ministrem Sikorskim. Jak to oceniać?
- Moja ocena jest ambiwalentna. Z jednaj strony dobrze, że kontynuowana jest polityka dialogu. Przedłużająca się izolacja Białorusi nie przyspieszy demokratyzacji państwa ani nie polepszy sytuacji członków Związku. Jednak nie można dążyć do dialogu za wszelką cenę. Muszą też nastąpić jakieś poważne kroki ze strony białoruskiej. W reakcji ministra Martynaua nie widzę jednak niczego nowego. Bądźmy szczerzy, o polityce Białorusi decyduje dziś jeden człowiek - Aleksander Łukaszenka. Ministrowie przekazują tylko jego wytyczne.
- Nie wyklucza pan jednak zasadności rozmów z reżimem Łukaszenki?
- Dialog można dopuścić tylko wtedy, gdy będzie twardo i krytycznie uwarunkowany. Władze w Mińsku nie rozumieją dialogu kompromisu, a nawet postrzegają go jako wyraz słabości. Tym bardziej gdy chodzi o fundamentalne zasady moralne i prawa człowieka. Tu nie może być miejsca na jakiekolwiek kompromisy. Nie można godzić się na to, by w białoruskich więzieniach trzymani byli więźniowie polityczni. Ani na to, co dzieje się dziś wokół Związku Polaków. Ocena tych zdarzeń musi być jednoznaczna. Represje przeciw polskim działaczom świadczą o tym, że władze nie chcą prawdziwej współpracy z państwami demokratycznymi. Jestem zwolennikiem polityki małych kroków. Nie może być jednak tak, że Unia Europejska robi dziesięć kroków, a władze białoruskie żadnego. Te relacje muszą opierać się na zasadzie: krok za krok. Inaczej być nie może.
- Co zrobić, jeżeli władze Białorusi nie odpowiedzą w taki sposób?
- Wtedy dialog należy zamrozić, ale nie zrywać. Dziś Białoruś chce i musi się modernizować. W tej kwestii może liczyć na pomoc przede wszystkim Unii Europejskiej. Należałoby więc zamrozić pomoc ekonomiczną: wstrzymać inwestycje, kredyty itd. To niełatwe, ale skoro władza nie rozumie innych metod...
- Czy stanowisko polskiego rządu odczytał pan właśnie jako twardy i zdecydowany głos w tej sprawie?
- Nie wiem, jak dokładnie wyglądała rozmowa obu ministrów. Wierzę jednak, że minister Sikorski zajął twarde stanowisko, mając na uwadze przede wszystkim wspomniane zasady. Główny sens tego spotkania polegał właśnie na tym, żeby strona białoruska usłyszała takie stanowisko w bezpośrednim kontakcie. Czy tak się stało, dowiemy się w najbliższym czasie. Dziś sąd ma zdecydować, do kogo należy zajęty tydzień temu przez milicję Dom Polski w Iwieńcu. Ciekaw jestem w tym kontekście reakcji władzy. Może okaże się, że coś jednak zrozumiała.
Aleksander Milinkiewicz
Kandydat opozycji w wyborach prezydenckich w 2006 roku, honorowy członek Związku Polaków na Białorusi