Krystian Dudek

i

Autor: archiwum rozmówcy

Złe emocje szerzone przez polityków Z(A)RAŻAJĄ WYBORCÓW szybko i skutecznie

2020-07-21 14:50

Nieco ochłonęliśmy po II turze wyborów prezydenckich. Czekają nas jeszcze emocje z decyzją Sądu Najwyższego ws. ogłoszenia (nie)ważności wyborów. 30 proc. społeczeństwa jest jednak obojętne, co Sąd stwierdzi. O to, dlaczego prawie 1/3 społeczeństwa nie głosowała, pytamy dr. KRYSTIANA DUDKA, właściciela Instytutu Publico, eksperta ds. marketingu politycznego, honorowego prezesa Polskiego Stowarzyszenia Public Relations.

„Super Express”: – Wszyscy cieszą się z wysokiej frekwencji, zapominając, że 30 proc. wyborców ma w poważaniu to „święto demokracji”. To chyba nie tylko tzw. margines, ale ludzie stojący z własnego wyboru z boku polityki?
Krystian Dudek: – Frekwencja była wysoka, natomiast smutne jest to, że nie wynika to ze wzmożonego poczucia bycia obywatelem tylko mobilizacji do głosowania przeciwko komuś, kto jawił się wręcz jako wróg. Żadna kampania nie podzieliła Polaków tak jak ta. Natomiast te 30 proc. biernych wyborczo obywateli to efekt zniechęcenia do polityki. Polacy coraz częściej polityką się brzydzą, ponieważ wzbudza ona niezdrowe instynkty, a jako demokracja nie dorośliśmy jeszcze do tego, by uprawiać ją z szacunkiem do drugiego człowieka. U nas cel uświęca środki, a do celu brnie się bez względu na koszty moralne. Inna sprawa, że ludzie nadal nie wierzą, że ich jeden głos może coś zmienić, dlatego motywacja do głosowania jest słabsza.

– Dla wielu BIERNYCH polityka, to kabaret. Mówią: „niech sobie grają te swoje sztuki, ale beze mnie”. Więcej mamy w naszej polityce dramatu czy komedii?
– Nie wiem, czy to komedia czy dramat, bo mam wrażenie, że często polityka w Polsce to kółko teatralne, w którym aktorzy potykają się na scenie na oczach widowni, a ta nie mając wyboru musi bić brawo po takim przedstawieniu. Żyjemy w czasach deficytu autorytetów, deficytu ludzi po prostu mądrych, którzy są prawdziwymi liderami. Szczególnie w polityce. Bo jeśli ktoś jest mądry i mógłby w polityce, dla dobra ogółu, tę mądrość wykorzystać, to niekoniecznie chce w ten świat wchodzić. Obyśmy doczekali zmian w tym zakresie, bo na razie takich rasowych polityków jest niewielu.

– Nie wszyscy stronią od głosowania, bo uważają politykę za jakiś rodzaj przedstawienia. Pewnie znajdą się tacy, którzy utożsamiają się z Churchillem, który szczerze przyznał, że: „Polityka to nie zabawa, to całkiem dochodowy interes”.
– W Ameryce do polityki idą ludzie, którzy osiągnęli coś w życiu zawodowym i w biznesie. Udowodnili, że mają wiedzę i kompetencje. Nie chcę uogólniać, ale część polskiej klasy politycznej to osoby, które nie radziły sobie gdzie indziej, nie mają w swoim życiowym CV sukcesów, a za sposób na życie uznały „robienie polityki” rozumianej jako wykorzystywanie kontaktów i wpływów. Gdy dodamy do tego słynną prawdę, że władza deprawuje, to wypada się zastanowić, ile w zwrocie „klasa polityczna” jest klasy...

– A może oni, ci niezaangażowani, mają dość podzielonej Polski utożsamionej z jednym czy z drugim przywódcą? Może kierują się, nawet nie wiedząc o tym, myślą Witosa: „Nie chcemy więc, żeby Polska budowana była na jednym człowieku, chcemy, ażeby budowało ją całe społeczeństwo”?
– Tę kwestię poruszyłem już wcześniej. Lider to osoba, która nie obawia się, że obok stanie ktoś podobny do niego. Dobrze byłoby zatem, by prawdziwi liderzy wychowywali swoich następców. By budowali klasę polityczną, która reprezentując nas była powodem do domu i dawała dobry przykład. Byłoby pięknie, gdyby liderzy polemizując ze sobą, ścierając poglądy reprezentowane przez grupy społeczne, pokazywali, że można robić to z klasą. Niestety, obecnie w polityce za dużo jest pogardy i nienawiści. One stają się motorem napędowym decyzji wyborczych obywateli. Te złe emocje szerzone przez polityków zarażają wyborców szybko i skutecznie. Ale to droga na skróty i droga donikąd Przed nami ponad trzy lata bez wyborów. Życzyłbym nam wszystkim, by politycy w tym czasie poprawili standardy debaty publicznej. Bo i tak wszyscy jesteśmy na siebie skazani.

– Jeszcze w czasie kampanii rozmawialiśmy o obietnicach. Napoleon powiedział: „Polityka to gra pozorów”. Może obojętni mają dość pozorów?
– W polityce trzeba obiecywać, bo wygrywa ten, kto przedstawi atrakcyjniejszą dla wyborców wizję kraju, coś zmieni, ulepszy. Wygrywa później ten, czyja wizja jest atrakcyjniejsza dla większości. Te obietnice w polityce nazywają się programem wyborczym. Jest też takie stare powiedzenie, które mówi, że jak polityk dobrze obieca, zrobi to naprawdę przekonywująco, to potem nawet nie musi tego robić. To śmieszne i straszne. Ale ludzie kochają obietnice. Rafał Trzaskowski przegrał, bo nie miał swojej propozycji, która przekonałaby większość. Wyniki wyborów pokazały, że Andrzej Duda wygrał głosami osób mniej wykształconych, z mniejszych miejscowości. Ktoś powiedziałby, że to nie fair, bo przegrała wizja Polski widziana oczami tej części obywateli, którzy napędzają rozwój, dają innym pracę, płacą najwyższe podatki. A zwycięstwo odnieśli ci, którzy bardziej koncentrują się na konsumowaniu i korzystaniu z tego, co dostają bez większego wysiłku. Prędzej czy później staniemy przed dylematem skąd jeszcze brać, by dawać. Dlatego społeczeństwo musi zacząć myśleć odpowiedzialnie, bez względu na to na kogo głosujemy. Po nas w tym kraju żyć będą nasze dzieci i wnuki, a kołdra w pewnym momencie stanie się za krótka.

– A jednym z powodów, dla których jakiekolwiek wybory są nic nie znaczącym epizodem w życiu zawiedzionych jest to, że tacy ludzie mają się za mądrzejszych od tych, którzy chcą nimi rządzić, bo – przytaczając jeszcze raz Napoleona – „w polityce głupota nie stanowi przeszkody”?
– Tak jak wspominaliśmy są tacy, którzy nie chcą „brudzić się” polityką, są tacy, którzy uważają, że ich głos i tak nie robi różnicy. Są też tacy, którym jest na tyle dobrze, że jest im obojętne. A coraz częściej pojawia się opinia, że po co głosować, skoro oni wszyscy i tak są tacy sami – tu mowa o politykach. To sygnał do polityków, wyzwanie, żeby tak kształtować odbiór ich profesji, by słowo „polityk” brzmiało dumnie. Jak kiedyś.

– To jeśli już względnie wiemy, dlaczego nie wszyscy w Polsce uważają głosowanie za „obywatelski obowiązek”, bo ani to dla nich obowiązek, ani obywatelski, to czy politycy mogą znaleźć sposób, by przekonać tych ludzi do zmiany zdania. Zostać posłem, senatorem, prezydentem w wyborach z 90 proc. frekwencją, to byłoby dla nich chyba TO?
– Nie wierzę, byśmy kiedykolwiek doszli do 90-procentowej frekwencji. Moglibyśmy zbliżyć się do tego poziomu, gdyby głosowanie było obowiązkowe, a brak udziału w nim karany. Obecnie ponad 20 krajów świata m.in. Belgia, Grecja, Luksemburg czy Australia tak motywują swoich mieszkańców do korzystania z tego prawa obywatelskiego. Teraz udział w wyborach jest dobrowolny. Możemy liczyć tylko na motywację pozytywną, a ta będzie silniejsza jeśli wyeliminujemy problemy, o których mówiliśmy. Warto to zrobić bez względu na wszystko, dla dobra nas wszystkich. W końcu wszyscy żyjemy w jednym kraju i więcej powinno nas łączyć niż dzielić. A wyższy poziom debaty publicznej będzie korzystny dla wszystkich, bez względu na to, na kogo głosują.

Super Raport 21 VII (goście: Michał Woś - minister środowiska oraz Leszek Miller - były premier)