CETA w założeniu i w optyce jej zwolenników (PiS, PO i Nowoczesnej) to umowa handlowa, która ma znieść ostatnie bariery w integracji ekonomicznej Zachodu. Być może nie byłoby to tak niepokojące, gdyby nie fakt, że traktat z Kanadą to nie tylko kwestia zniesienia i tak już bardzo niskich ceł, ale także - co jest tu kluczowe - barier prawnych. Kanada i Unia Europejska to dwa różne światy jeśli chodzi o przepisy prawa pracy czy normy fitosanitarne. Europa znacznie lepiej chroni interesy swoich mieszkańców niż Kanada i należy oczekiwać, że kiedy CETA zacznie już działać z pełną mocą, pojawi się ogromna presja ze strony wielkiego biznesu, żeby równać w dół w kwestii standardów.
Już samo to, jak w Unii dopuszcza się różne produkty do sprzedaży, z punktu widzenia międzynarodowych korporacji jest bardzo niekorzystne. Na Starym Kontynencie trzeba udowodnić, że dany produkt jest nieszkodliwy, a w Kanadzie przeciwnie - trzeba dowieść, że jest szkodliwy. Nietrudno się więc domyślić, w którą stronę pójdzie w Europie lobbing. Tym bardziej że przy unijnych normach europejskie korporacje będą mniej konkurencyjne wobec kanadyjskich, które na udowodnienie niewinności swoich produktów nie tracą tyle czasu i pieniędzy.
Jednym z najbardziej niebezpiecznych z punktu widzenia Polski elementów CETA jest to, że będzie ona nokautującym ciosem dla małego i średniego biznesu, na którym oparta jest przecież nasza gospodarka. Całkowite otwarcie granic dla wielkich korporacji z Kanady pozwoli im łatwo zdobyć taki rynek jak polski, gdzie nasi średniacy nie będą dla nich żadną konkurencją. Że nie? Powiedzcie to polskim sklepikarzom, którzy padli ofiarą niczym nieograniczonej inwazji zagranicznych dyskontów. Umożliwiło ją pełne otwarcie polskiego rynku dla zachodnich firm po naszej akcesji do Unii Europejskiej. CETA będzie dla polskiej gospodarki podobnym szokiem.
Tyle że wchodząc do UE, otwarcie polskiego rynku wiązało się z ogromnymi rekompensatami dla Polski w postaci funduszy unijnych. To one umożliwiły modernizację naszego kraju i stworzenie nowych możliwości gospodarczych. Godząc się na obowiązywanie CETA, naszą cnotę rząd oddałby Kanadzie za darmo. Wahający się w sprawie tego traktatu rząd powinien zadać sobie kluczowe pytanie: czy chce występować w roli stręczyciela?
Zobacz także: Krzysztof Masłoń: Bob Dylan to wielka postać popkultury