"Super Express": - Wydawałoby się, że o zbrodniach Stalina wiemy już wszystko. Co nowego wnosi pana książka "Rozstrzelać Polaków"?
Tomasz Sommer: - Szczegółowo znamy już historię zbrodni katyńskiej, tymczasem dwa lata przed nią na Polakach zamieszkujących tereny Związku Sowieckiego została popełniona zbrodnia wielokrotnie większa.
Przeczytaj koniecznie: Rzecznik MSZ, Marcin Bosacki: Racja leży po stronie rodzin katyńskich. Rząd wsparł skargę przeciw Rosji
- Dlaczego tak mało o tym wiemy...
- Wynika to z dwóch przyczyn. Po pierwsze, sprawa Katynia ciągnie się od 70 lat, bo Niemcy ujawniliy tę zbrodnię od razu, gdy ją odkryli w 1943 r. Tymczasem o ludobójstwie Polaków z lat 1937-38 wiadomo zaledwie od 17 lat. Ta informacja musi się dopiero przebić, najpierw do profesjonalnych historyków, a potem do społeczeństwa. Po drugie, temat jest delikatny w sensie politycznym, bo okazuje się, że Rosjanie to nie tylko Katyń, ale także coś, co przekracza Katyń w wielu wymiarach. Dla wspólnej polsko-rosyjskiej komisji ds. trudnych to naprawdę trudna sprawa.
- Jaka była skala ludobójstwa?
- Minimalna liczba ofiar wynosi pięć razy tyle, co w Katyniu. Według rosyjskich obliczeń jest to ponad 111 tysięcy rozstrzelanych. Biorąc pod uwagę los rodzin, bo żony były wysyłane do łagrów, a dzieci trafiały do domów dziecka, liczbę tę można pomnożyć przez dwa.
Patrz też: Wiesław Gałązka: Politycy uprawiają nekromarketing. Jeżdżą na miejsca katastrof, by się pokazać
- W jaki sposób zdobył pan te materiały?
- To nie tak, że dotąd o nich nie wiedziano. W 1993 r. członkowie rosyjskiego stowarzyszenia Memoriał przyjechali z tymi dokumentami do Polski. Trafili m.in. do pisma "KARTA", gdzie ukazał się artykuł poświęcony tej sprawie. Z jakichś przyczyn polscy historycy, mając w rękach tę bombę, nie chcieli jej odpalić. Mam wrażenie, że próbowali nawet ją zatuszować. Ja trafiłem do tego samego historyka, który był wtedy w Polsce - Nikity Pietrowa, wiceszefa Memoriału. Udostępnił mi te dokumenty, wyrażając pewne zdziwienie, że dopiero po tylu latach ktoś się nimi zainteresował.
- Czy dokumenty te są czytelne dla przeciętnego czytelnika? Nie wymagają fachowej wiedzy?
- Wprawdzie nie zawsze używa się słowa "rozstrzelani", tylko "potraktowani w kategorii pierwszej", ale los ofiar jest jednoznaczny. Sowiecka biurokracja wyjątkowo dobrze wczuwała się w swą rolę, więc cały ten ludobójczy proces był raportowany co pięć dni i większość raportów ze wszystkich części Związku Sowieckiego zachowała się. Czytając książkę, można śledzić przebieg tej zbrodni z tygodnia na tydzień.
- Czy raporty te były znane najwyższym władzom ZSRR?
- Oczywiście, Stalin i najwyższe kierownictwo nie tylko wiedzieli o sprawie, ale to oni o niej decydowali. Na dokumentach widnieją ich podpisy. Do złudzenia przypominają one decyzję o rozstrzelaniu polskich oficerów w Katyniu. Potem mordem operacyjnie zajmował się Nikołaj Jeżow i podległe mu NKWD. O przebiegu zbrodni raportowano z powrotem "górze".
Tomasz Sommer
Publicysta, autor książki "Rozstrzelać Polaków. Ludobójstwo Polaków w Związku Sowieckim w latach 1937-1938. Dokumenty z Centrali"