"Super Express": - Czy podpisane w Pradze porozumienie między prezydentami USA i Rosji w sprawie redukcji arsenałów nuklearnych można nazwać przełomem?
Prof. Zbigniew Lewicki: - Nie ma ono większego znaczenia. To czysta propaganda, która ma na celu pokazanie światu, jak bardzo obu krajom zależy na pokoju. Tymczasem żadna ze stron swojego arsenału nie zmniejszy. Porozumienie obiecuje znacznie więcej, niż będzie realizowane. Zawarte w nim przebiegłe sformułowania zapowiadają redukcję arsenału o 30-40 proc., ale w praktyce zmniejszą się one o jakieś 10 proc. Co więcej, określone w porozumieniu limity są wyższe niż te wynegocjowane w 2002 roku przez prezydenta Busha. To klasyczny przykład podwójnej buchalterii - wszystkie pociski na jednym bombowcu policzono jako jeden. Dlatego też liczba środków przenoszenia oraz samych głowic nie ulegną znacznej redukcji. Jedynym sukcesem szczytu jest przedłużenie możliwości kontrolowania czy też monitorowania tego, co na arenie międzynarodowej wyczynia Rosja.
Patrz też: Wiktor Bater: Nie liczmy, że Rosja nagle się zmieni
- Można też się zastanowić, czy największe zagrożenia dla światowego pokoju stanowi dziś konflikt USA z Rosją...
- Największe niebezpieczeństwo dla świata stanowi dziś możliwość rozprzestrzenienia broni nuklearnej poza kontrolę państw. Trudno sobie wyobrazić, by nuklearne, ale w końcu demokratyczne Indie czy Pakistan chciały doprowadzić do zagłady świata. Ale jak broń nuklearna dostanie się w ręce organizacji terrorystycznych, nie będą miały takich zahamowań.
- Zaraz po podpisaniu porozumienia prezydent Obama zaprosił przywódców Europy Środkowej - w tym Donalda Tuska - na uroczystą kolację. Tak jakby zawdzięczał swój sukces ich obecności...
- Od jakiegoś czasu słyszymy uzasadnione informacje, że Waszyngton dogaduje się z Moskwą nad głowami państw Europy Środkowej. Obama chce więc pokazać, że o nas pamięta. To słuszny gest. Gdyby nas nie zaproszono, znów podniosłyby się głosy, dlaczego nas tam nie ma, a rosyjska interpretacja tego porozumienia mogłaby być uznana za akceptowaną przez USA. Tymczasem zapraszając polityków europejskich, Amerykanie pokazali, że bezpieczeństwo tej części Europy nie jest nadwerężone. Polacy obawiali się jednego - że traktat oznacza zrzeczenie się przez Amerykanów instalacji tarczy antyrakietowej. Ci jednak to zdementowali. Jednak z drugiej strony całe to przedstawienie jest żenujące. Bo gdyby nie to, że Amerykanów podejrzewa się o ignorancję względem Europy Środkowej, to przecież taka kolacja nie byłaby w ogóle potrzebna. Obama po prostu rozpaczliwie poszukuje sukcesu, aby pokazać, że w końcu coś mu się udało. Zbliżają się wybory do Kongresu i chciałby móc powiedzieć: rok temu obiecywałem redukcję broni nuklearnej, no i proszę..
Zbigniew Lewicki
Amerykanista, profesor w Instytucie Badań Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Warszawskiego