Zbigniew Girzyński w "Super Expressie": Przebaczam Lisowi i Piterze

2014-12-08 3:00

Zbigniew Girzyński w rozmowie z "Super Expressem" o Lisie i Piterze.

"Super Express": - Czuje się pan niewinny.

Zbigniew Girzyński: - Nie mam cienia wątpliwości, że moja sprawa będzie pozytywnie wyjaśniona.

- To dlaczego osoba niewinna składa rezygnację z członkostwa w PiS i klubie?

- Uznałem, że przy takim ciśnieniu mediów nie chcę szkodzić wizerunkowi PiS i postąpię honorowo. Złożę rezygnację, wyjaśnię sprawę. I po tym podkreślę, że potrafiłem tak się zachować nawet przy choćby cieniu zarzutu wobec mnie. I mogę tego wymagać od innych, skoro wymagam od siebie. Mam nadzieję, że wówczas ci wszyscy, którzy niesłusznie mnie oskarżyli, będą potrafili mnie przeprosić.

- Koledzy w PiS nie byli zdziwieni, że od razu rezygnacja zamiast zawieszenia?

- Nie rozmawiałem z nimi na ten temat. Poszedłem do przewodniczącego klubu Mariusza Błaszczaka z rezygnacją. Był trochę zaskoczony, ale podziękował, że zachowałem się w odpowiedni sposób. Podkreśliłem, że wiem, że za chwilę nie będą ważne fakty, ale rozpocznie się lincz. I wolę, żeby to był lincz na mnie, a nie na PiS.

- E tam lincz. Dwa dni szumu i pojawiają się pańskie wyjaśnienia.

- Ależ media z miejsca zwróciły uwagę na moją sprawę. Tymczasem na sprawę posła Kazimierczaka z Platformy Obywatelskiej już nie, choć jest to dokładnie ta sama sytuacja! Jaka jest różnica między mną a panem posłem Kazimierczakiem?

- To akurat powinno pana mile połechtać. Pan jest znany i popularny, a posła z PO, z całym szacunkiem dla jego dokonań, nikt nie zna.

- Tylko że wszędzie królowały ataki na mnie, a telefon dzwonił bądź odbierał SMS-y co 30 sekund. Nie sposób było reagować!

- Wyjaśnijmy może, na czym polega pana sprawa. Poleciał pan wraz z mamą do Paryża na delegację...

- Ja poleciałem na delegację. Mama za własne pieniądze prywatnie. Skorzystała, że ja leciałem i znam Paryż. Sama by się na to nie zdecydowała.

- Po audycie sejmowym komunikat jest taki: posłowie, w tym pan, pobierali pieniądze na podróż prywatnym samochodem, po czym lecieli na obrady samolotami. Zarabiali na różnicy w kilometrówce.

- Otóż właśnie kilometrówki w Sejmie zlikwidowano 6 lat temu. Teraz jest ekwiwalent samolotowy. I poseł obecnie dostaje do ręki bilet opłacony przez Kancelarię Sejmu. Tak robi większość. Niektórzy - to podkreślmy: ustnie - składają prośbę o wypłatę ekwiwalentu. I poseł nie wie, w jakiej wysokości będzie ten ekwiwalent. W przypadku Paryża jest to dziś 1,6-2 tys. zł. Co więcej, na co nikt nie zwraca uwagi, te gotowe bilety samolotem kosztują podatnika więcej niż ekwiwalent!

- To może rozrzutność, ale nie nadużycie...

- To prawda. Ale są tam sytuacje bardzo wątpliwe. Weźmy posła Andrzeja Halickiego z Platformy. Leciał za pieniądze podatników w delegację np. do Strasburga. Po czym za pieniądze podatników wracał na chwilę do Polski tylko po to, by wystąpić w programie w telewizji. I po programie kolejny bilet do Strasburga. I kolejny na powrót do Polski.

- Cztery bilety na jedną delegację?

- Tak. I czy to jest w porządku?! Co więcej, od wprowadzenia ryczałtu jestem jako poseł rozliczany tylko z tego, czy na tej delegacji byłem, czy nie. Nikt nigdy nie żądał deklaracji, w jaki sposób tam podróżuję.

- OK, pańskie wyjaśnienia brzmią wiarygodnie...

- Nawet posłowie, którzy z PiS nie sympatyzują, jak poseł Kłopotek z PSL, potrafili to sprawdzić i przyznać, że to, co mówię, jest zgodne z prawdą. Prof. Tadeusz Iwiński z SLD chodził nawet do przewodniczącego Błaszczaka, żeby wpłynął na mnie, żebym pojawił się na kolejnej delegacji w Paryżu, bo liczył na moje wsparcie. W Radzie Europy są zestawienia aktywności i wśród polskich polityków jestem na pierwszym miejscu, przed senatorem Markiem Borowskim.

- Spodziewam się, że w tym zestawieniu nie znajdę Adama Hofmana? W dzisiejszym numerze tygodnika "W Sieci" tłumaczy się ze swoich podróży. Pańskim zdaniem też jest niewinny? TVN wypomniał panu, że po aferze madryckiej był pan wobec niego bardzo łagodny.

- Może sprawiało to takie wrażenie, bo już wtedy wiedziałem, że są co najmniej dwa aspekty sprawy Hofmana. Rzucono się na ten aspekt formalny z pieniędzmi na wyjazdy. A czułem, że może to być błędny trop.

- I jest ten drugi aspekt. Mówi pan, że poseł jest rozliczany z tego, czy w delegacji wziął udział. Poseł Hofman, nawet jeżeli wybroni się w sprawie kilometrówki, to nie tłumaczy, jakim cudem był jednocześnie na delegacji w Londynie i w studiu RMF w Warszawie.

- Nie badałem tych jego bilokacji i nie chciałbym się do tego odnosić. Gdyby to się potwierdziło, to byłoby dla niego bardzo złe. Nie zgadzam się też, że w sprawie Hofmana wypowiadałem się bardzo łagodnie. To można sprawdzić. Wszyscy wiedzą, że posłowie otrzymują instrukcje dotyczące głównych tematów i wypowiedzi w mediach.

- Tak zwane przekazy dnia.

- Tak, chodzi o te podsumowania, które wysyłane są przez wszystkie partie do swoich posłów. I gdy wejdzie pan na stronę programu "Kawa na ławę" w TVN 24, to tam jest cytat z mojej wypowiedzi na temat sprawy Adama Hofmana. I te dwa pierwsze zdania, to jest dokładny cytat z instrukcji, jaka była rozsyłana do posłów PiS!

- Spodziewa się pan, że pańska sprawa zostanie wyjaśniona przed ułożeniem list kandydatów PiS do Sejmu?

- Nie wiem. Ale powiem panu, tak po ludzku... W Paryżu, w tej słynnej dzielnicy czerwonych latarni, gdzie są agencje towarzyskie i Moulin Rouge...

- No, brzmi co najmniej ciekawie... Nie chcę zabrzmieć jak gość z "Rejsu", ale co pan, poseł PiS, robił w dzielnicy czerwonych latarni?!

- Tam jest taka mała kaplica św. Rity. Niezbyt w Polsce znana święta, patronka spraw beznadziejnych i przebaczania tym, którzy zrobili nam krzywdę. I kiedy byłem w tej kaplicy, obiecałem sobie, że wszystkim, którzy mnie teraz krzywdzą, przebaczę. I przebaczam.

- Doceniam pańskie chrześcijańskie miłosierdzie, ale w cywilizowanym kraju może warto walczyć o dobre imię przed sądem?

- A ja przebaczam. Przebaczam Tomaszowi Lisowi za to, że nazwał mnie złodziejem. Pani poseł Piterze z PO, że nazwała mnie oszustem. Najlepsi adwokaci w Warszawie zwrócili się do mnie z chęcią prowadzenia takich spraw. Przeciwko Lisowi, Piterze i mediom. Zacierali ręce i mówili, że oskubią ich, zarobią oni i ja, a jeszcze pójdzie na cele charytatywne. Podziękowałem im wszystkim.

- Dlaczego? Wydusić z bogatego pieniądze na cel charytatywny to bardzo po chrześcijańsku.

- Po chrześcijańsku jest przebaczyć. I mam nadzieję, że wszyscy wyciągną z tego wniosek, że nie można zbyt szybko ferować wyroków. A jeżeli mają sumienia i odrobinę honoru, to po tym wszystkim może sami coś na taki cel przeznaczą.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Zobacz: Tadeusz Płużański: Dlaczego idziemy pod dom Kiszczaka? [OPINIE SUPER EXPRESS]

Nasi Partnerzy polecają