Poza show trudno było zresztą na coś liczyć, bo od rozliczenia przestępstw są przecież sądy, a nie sejmowe komisje. Komisje są od dostarczania emocji, od podtrzymywania PO-PiSowego linczu. Niestety, kiedy zajmujemy się tą szarpanką, świat nam odjeżdża.
Polska od lat za mało inwestuje - w technologię, w energetykę, w przyszłość. Przez lata uchodziło to na sucho, więc klasa polityczna przyzwyczaiła się, że jakoś tam będzie. Nasz wagonik był w końcu podczepiony pod niemieckiego kolosa, który zawsze toczył się do przodu. Tyle, że to "jakoś" powoli się kończy. Niemiecka gospodarka ma strukturalne kłopoty - i nikt tam nie ma sensownego pomysłu, jak z nich wyjść. My zostaniemy z konsekwencjami naszych zaniedbań.
Nie budowaliśmy elektrowni jądrowych, tanie do wydobycia pokłady węgla się skończyły, razem z nimi era węgla - więc mamy jedne z wyższych cen energii w Europie. Sieci przesyłowe? Od lat leżą i kwiczą, a przez to blokują rozwój energetyki odnawialnej. W tych warunkach produkcja będzie coraz mniej opłacalna. To już się dzieje - w przemyśle metalowym, w produkcji samochodów i maszyn. Doszliśmy do miejsca, gdy zamiast budować własne dźwigi, sprowadzamy je do polskich portów z Azji. Czasy, gdy konkurowaliśmy młodą siłą roboczą, też mamy już za sobą. Teraz czeka nas demograficzny dołek. Energetyka, przemysł, mieszkania, nauka, transport - wszędzie Polskę doganiają konsekwencje wieloletniego braku inwestycji. Jedna kostka domina przewraca kolejną. Na końcu, jak w Niemczech, przyjdzie stagnacja.
CZYTAJ: Zandberg podważa wiarygodność Hołowni jako kandydata na prezydenta
Jedno się za to nie zmienia - przy okazji budżetu trwa festiwal straszenia długiem. Zamiast rozmawiać o społecznych i gospodarczych wyzwaniach, ci sami co zwykle ekonomiści opowiadają łzawe kawałki o "wnukach, które będą spłacać kredyty". Problem w tym, że jeśli nie zainwestujemy na serio w rozwój, to wnuki niespecjalnie będą miały jak spłacać obecne zobowiązania. O takim drobiazgu, że budżet państwa i budżet domowy to dwie zupełnie inne sprawy, nie wspominając.
Ale kto by się tym przejmował? Przecież ważniejsze jest to, czy Kaczyński walnął jakąś bzdurę, a Tusk złośliwie mu odpisał na Twitterze. Tym się będziemy zajmować, emocjonować, udawać, że to jest istotą polityki, że to jest najważniejsze. I tak się ten interes od lat kręci. Tyle, że coraz wolniej.