Na zdrowie!
Zdrajcy Polski! Będziecie siedzieć! Trzecie pokolenie UB! Pachołki (do wyboru) Rosji, Niemiec albo Brukseli. Zaprzańcy! Targowica! I wreszcie wisienka na torcie: Będziesz Pan wisiał! Wyzwiska padają już w zasadzie na każdym posiedzeniu Sejmu. Beton z jednej i z drugiej strony bardzo to lubi, więc posłowie wrzeszczą na siebie, rzucają mięsem, walą pięściami w pulpity, zarzucają sobie wszystko, co najgorsze, ze „zdradą Polski” na czele. A potem, jak się okazuje, idą wspólnie na wódeczkę.
Zdjęcia z urodzin Roberta Mazurka obiegły media kilka dni temu, ale echa imprezy nie milkną. Obrazki robią furorę, bo, trzeba przyznać, mocno różnią się od tego, do czego przyzwyczaiły Polaków telewizje informacyjne. Cała Polska po prostu zobaczyła to, co my oglądamy od dwóch lat na sejmowych korytarzach. Kiedy weszliśmy do Sejmu, ten kontrast też nas szokował. Potem przywykliśmy do tego, że gdy kamery się wyłączają i nikt nie nagrywa „setki”, rytualna nienawiść nagle znika. Ci sami ludzie dowcipkują między sobą, wymieniają się radami, gdzie pojechać na wakacje, albo po prostu idą na piwo...
Jest w tym przedstawieniu spora doza zakłamania. Wśród polskich polityków panuje przekonanie, że tak trzeba. Że im więcej krzyku, nienawiści, przyrównywana przeciwnika do Hitlera, Stalina albo innego zbrodniarza, tym bardziej spodobają się wyborcom. Utwierdza ich w tym agresywny beton, zagrzewający w sieci, że trzeba jeszcze brutalniej, bez sentymentów, bez litości.
Beton jest przekonany, że tędy wiedzie droga do zwycięstwa. Ja mam dokładnie odwrotne wrażenie. Myślę, że spora część społeczeństwa ma już serdecznie dosyć ciągłego taplania się w błocie.
Skoro kurtyna opadła i wszyscy zobaczyli bohaterów wojny polsko-polskiej in flagranti, to może czas przestać udawać, że nie podają sobie ręki. Spór od tego z polityki nie zniknie. Są oczywiste podziały: na konserwatystów, liberałów i lewicę. Będziemy się spierać, czasem ostro, o podatki dla milionerów, aborcję, stosunek do Europy czy prywatyzacji szpitali. Na tym polega polityka. Ale naprawdę nie potrzeba do tego udawać, że trwa wojna domowa, a jedyną metodą na zbawienie ojczyzny jest to, żeby „tych drugich” natychmiast szlag trafił.
Kto wie, może wtedy znalazłoby się w końcu trochę czasu, żeby porozmawiać o sprawach ważnych: rozpadającej się energetyce, kryzysie klimatycznym, rosnących nierównościach, ucywilizowaniu stosunków pracy, opiece nad seniorami... Tematów nie zabraknie. Sugerowałbym tylko, żeby zrobić to na trzeźwo!