Józefa Hennelowa: - Myślę, że tego typu konflikty są tak samo stare, jak sam Kościół. Człowiek zawsze był tylko człowiekiem. Nawet jeśli poczytamy pod tym kątem listy apostołów, znajdziemy wiele takich wzmianek.
- Ten konflikt jest wyjątkowo nietypowy. Rzadko takie zatargi wychodzą poza mury kościołów.
- Odbywa się on w poczuciu ogromnej potrzeby wypowiadania się na ten temat i to wypowiadania się językiem pełnym emocji, co sprawia, że urasta on do rangi niemal trzęsienia ziemi.
- Myśli pani, że ma w sobie coś z takiego trzęsienia ziemi?
- Ten konflikt jest trochę znakiem naszych czasów, w których szuka się wyrazistych konfliktów personalnych. Współczesna opinia publiczna jest więcej niż głodna sensacji i mocnych słów, które padają między stronami różnych konfliktów personalnych.
- Również ta sprawa ma posmak niepotrzebnej sensacji?
- Z przykrością stwierdzam, że również spór między ks. Lemańskim i abp. Hoserem wpisuje się w te ramy. W tym przypadku na pewno drzemie wiele spraw smutnych i dla obu kapłanów bolesnych. Jest to skądinąd naturalne, ponieważ w każdym z nas, również w kapłanach, drzemie ogromny głód sprawiedliwości. Jest mi strasznie żal obu stron i sama jestem głęboko przygnębiona, że musiało do tego wszystkiego dojść.
- Źle się stało, że ks. Lemański zdecydował się tym wszystkim podzielić z mediami?
- Bardzo trudno mi powiedzieć, czy ks. Lemański sam szukał mediów, czy to media szukały jego. Niemniej sposób, w jaki ksiądz się wypowiada, pozwala ufać, że sprawa zostanie rozwiązana. Po stronie księdza widzę bowiem dużo spokoju i kultury. Nie ma tu niepotrzebnych mocnych słów. Zgadzam się jednak z tymi, którzy twierdzą, że sprawa nie powinna pojawiać się na takiej medialnej arenie.