Jak wynika z danych Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych, 7,5 tys. ferm to miejsce pracy dla około 50 tys. osób. - Powinniśmy chronić przyrodę, ale też gospodarkę. Nie można sobie pozwolić na likwidację gałęzi, która przynosi nam dochody i daje zatrudnienie tylu ludziom. Jak my zrezygnujemy, to proszę mi wierzyć, że inne kraje chętnie wejdą w nasze buty - komentuje nam wiceprezes PSL Urszula Pasławska (40 l.).
Ale projektowi przychylny jest sam prezes PiS. - Jarosław Kaczyński jakiś czas temu zapoznał się z naszym projektem. Uznał, że może to być okazja, by z opozycją poprawić los zwierząt - mówi nam szef zespołu Paweł Suski (53 l.) z PO.
- To nie jest strzał w stopę dla naszej gospodarki. Na jednej szali mamy cierpienie zwierząt, na drugiej zysk właścicieli ferm i rynek zbytu w Rosji i na Wschodzie, a nie w Polsce, to chyba rachunek jest oczywisty. Rzeczywistość jest inna, niż głoszą to właściciele ferm. Znaczna część miejsc pracy nie jest obsadzana przez polskich pracowników, tylko znajduje się prawdopodobnie w szarej strefie, a pracują w niej głównie obywatele Ukrainy. Do tego dochodzi problematyczne sąsiedztwo ferm - smród i zanieczyszczenie środowiska - tłumaczy nam poseł PiS Krzysztof Czabański (69 l.) i dodaje, że spodziewa się w Sejmie oporu ze strony wielu posłów. - Ale jesteśmy gotowi na ten bój - mówi. Za dwa, trzy tygodnie PiS ma złożyć projekt. Zmiany miałyby wejść w życie za pięć lat.
ZOBACZ: Kate Middleton nosi czapkę z naturalnego futra! Internauci oburzeni
Justyna Pawlicka BRZYDZI SIĘ zabić królika, a sprzedaje naturalne futra!