Putin prowadzi wojnę nie tylko z Ukrainą, ale także z całym Zachodem – podkreśla Marek Menkiszak, kierownik Zespołu Rosyjskiego Ośrodka Studiów Wschodnich. W Ukrainie ma problem z rekrutowaniem nowych żołnierzy do walki i dlatego coraz częściej wobec niej stosuje terror ludności cywilnej, który ma zmusić Kijów do kapitulacji. Marek Menkiszak zwraca także uwagę na wojnę energetyczną, żywnościową i uchodźczą, którą Putin prowadzi z Zachodem. Jego zdaniem, kluczem do pokonania Putina będzie przetrwanie, zwłaszcza przez Europę, zimy bez ustępstw wobec Moskwy, która stara się wymóc je na Zachodzie m.in. szantażem gazowym.
„Super Express”: – Od początku wojny co jakiś czas możemy usłyszeć, że siły rosyjskie lada chwila stracą zdolność bojową. Minęło pięć miesięcy wojny, a one nadal walczą. To potwierdza tezy innych, że Rosja ma niewyczerpane zasoby, by walczyć z Ukrainą?
Marek Menkiszak: – Każda skrajna opinia na temat tej wojny jest niewłaściwa. Z jednej strony nie jest prawdą, że Rosja ma potężną armię, która jest w stanie natychmiast zająć Ukrainę. O tym się przekonaliśmy. Mówiło się, że Rosja planowała krótką, dwutygodniową operację w Ukrainie. Pamiętajmy jednak, że od początku miała to być operacja ograniczona. Kreml liczył na to, że zajmie Kijów i dokona zmiany reżimu – albo zlikwiduje fizycznie, albo zmusi do ucieczki rząd ukraiński. To się nie udało, ponieważ Ukraińcy nadspodziewanie dla Rosji stawili silny opór i korzystali z danych wywiadowczych przekazanych przez stronę amerykańską.
– A co z tą słabością rosyjskiego wojska? Po 24 lutego stało się ono wręcz memem. Słusznie?
– Na pewno nie jest prawdą, że zdolność bojowa Rosji jest na wyczerpaniu i przechodzi ona do defensywy na froncie, i że lada moment możemy liczyć na to, że Ukraina zacznie wypychać rosyjską armię ze swojego terytorium. Niestety, Rosja nadal ma ciągle bardzo znaczącą przewagę militarną. Szczególnie jeśli chodzi o środki artyleryjskie. I mozolnie – z pomocą taktyki spalonej ziemi – posuwa się do przodu w Donbasie.
– Za Donbas Rosja będzie umierać do końca?
– Wiemy, że Rosja była zmuszona ograniczyć swoje cele i skupić się na celu minimum, czyli opanowaniu w granicach administracyjnych obwodu ługańskiego i donieckiego oraz umocnieniu się na zajętych jeszcze w początkowej fazie wojny obszarach obwodu chersońskiego i zaporoskiego. Rosja wysyła coraz mocniejsze sygnały, że jesienią szykowana jest aneksja tych terytoriów za pomocą sfałszowanego referendum.
Na podstawie dostępnych danych wywiadowczych ocenia się, że do 85 proc. zdolnych do walki sił rosyjskich jest zaangażowane w wojnę przeciwko Ukrainie. Rosja potrzebuje zmniejszenia intensywności tego konfliktu, by oszczędzać swoje siły i odpocząć przed kolejnym jego etapem
– Po co Kremlowi ta formalna aneksja? Ukraińcy mieszkający zwłaszcza na okupowanych na południu terenach nie pogodzili się z rosyjską obecnością tam.
– Jak się wydaje, plan jest taki, by mieć bardzo widoczny dla rosyjskiego społeczeństwa i rosyjskich elit polityczny sukces i wysłać jasny sygnał dla Zachodu. To ma pozwolić na pewną pauzę, której Rosja niezwykle potrzebuje. I to jest druga strona tego medalu. Z jednej bowiem strony Rosja powoli, mozolnie realizuje swój plan minimum, ale z drugiej – poszukuje przerwy w działaniach wojennych. Na podstawie dostępnych danych wywiadowczych ocenia się, że do 85 proc. zdolnych do walki sił rosyjskich jest zaangażowane w wojnę przeciwko Ukrainie. Rosja potrzebuje zmniejszenia intensywności tego konfliktu, by oszczędzać swoje siły i odpocząć przed kolejnym jego etapem.
– Na pewno z wojskowego punktu widzenia dla Rosji korzystnie byłoby ogłosić mobilizację, ale politycznie jest to niewykonalne. Putin chce, by wojna w Ukrainie była spektaklem, śledzonym z pozycji kanapy, a nie konfliktem, który kosztuje życie synów, ojców czy najbliższych przyjaciół widzów tego przedstawienia. Jak te polityczne ograniczenia wpływają na zdolność do walki rosyjskich sił?
– Rosja jest bardzo niekonsekwentna w swojej polityce. Można wręcz powiedzieć, że wpadła we własną pułapkę polityczno-propagandową. Od początku ta wojna na użytek wewnętrzny była przedstawiania jako operacja specjalna o ograniczonym charakterze. Ponieważ nie jest nazywana ona wojną z Ukrainą, powoduje, że Kremlowi bardzo trudno podjąć decyzję o powszechnej mobilizacji. Byłoby to bowiem przyznanie się, że operacja specjalna po prostu poniosła fiasko i konieczne są eskalacja i obrona państwa rosyjskiego przed potencjalną klęską. Dodatkowo w obliczu pogarszającej się sytuacji gospodarczej i socjalnej w Rosji taka mobilizacja byłaby szalenie niepopularna i tworzyłaby ryzyka polityczne dla Kremla, które musi on brać pod uwagę. Dlatego robi wszystko, by w jakiś sposób zastąpić mobilizację, której nie dokonuje.
Skłania, a częściowo zmusza, żołnierzy poborowych do podpisywania kontraktów na służbę wojskową. Na skalę całego kraju, choć z wyraźnym skupieniem się na biedniejszych regionach, prowadzi propagandową kampanię adresowaną do tzw. ochotników. Przy okazji przyjmując coraz starszych i obniżając kryteria jakościowe tego ochotniczego zaciągu. Dla nich ma przede wszystkim zachęty finansowe – oferowany jest żołd rzędu 400 tys. rubli czyli ok. 7 tys. dolarów
– W jaki sposób sobie radzi, by uzupełnić braki kadrowe?
– Skłania, a częściowo zmusza, żołnierzy poborowych do podpisywania kontraktów na służbę wojskową. Na skalę całego kraju, choć z wyraźnym skupieniem się na biedniejszych regionach, prowadzi propagandową kampanię adresowaną do tzw. ochotników. Przy okazji przyjmując coraz starszych i obniżając kryteria jakościowe tego ochotniczego zaciągu. Dla nich ma przede wszystkim zachęty finansowe – oferowany jest żołd rzędu 400 tys. rubli czyli ok. 7 tys. dolarów. To olbrzymie pieniądze na warunki rosyjskie. Mimo to docierają do nas sygnały, że Rosjanie mają coraz większe problemy z pozyskiwaniem ochotników i sięgają po inne grupy.
– Jakie?
– Po pierwsze migrantów zarobkowych, głównie z Azji Środkowej – Uzbekistanu, Tadżykistanu czy Kirgistanu. Proponuje im się przyznanie obywatelstwa rosyjskiego w zamian za służbę kontraktową. Werbowani są także rosyjscy więźniowie, którzy mieliby walczyć w zamian za redukcję lub wręcz anulowanie wyroków. Takie działania świadczą o poważnych problemach z dostępną liczbą tzw. ochotników.
– Nawet jeśli ludzi uda się pozyskać w ten, powiedzmy, kreatywny sposób, to zdolność bojowa takich żołnierzy będzie niezwykle niska wobec dobrze wyszkolonej i zdeterminowanej armii ukraińskiej. Sukcesów Rosjanom to nie wróży.
– To tak naprawdę przygotowywanie mięsa armatniego. To kompletny brak szacunku dla ludzkiego życia charakterystyczny dla prowadzenia przez Rosję, a wcześniej Związek Radziecki, wojny. Właśnie dlatego, że Rosjanie mają z tym problem, a także dlatego, że ofensywa idzie coraz bardziej opornie, stosują także inne metody. Główną jest próba terroryzowania społeczeństwa ukraińskiego poprzez eskalację ataków na infrastrukturę cywilną. Świadomym celem rosyjskim jest spowodowanie jak największych strat ludzkich wśród ludności cywilnej i niszczenie infrastruktury krytycznej, takiej jak bazy paliwowe, węzły kolejowe czy ważnych zakładów przemysłowych. Rosja chce złamać morale ukraińskiego społeczeństwa i wywołać poczucie, że ta wojna jest straszna i trzeba ją przerwać. Chodzi o stworzenie presji na władze ukraińskie, aby zdecydowały się na kapitulację.
Jeśli Rosjanie w tym momencie radykalnie ograniczają podaż gazu na rynku europejskim, to potężnie na tym tracą finansowo. Są na to gotowi, ponieważ grają va banque, uważając, że to Europa się ugnie pod tą presją. Jeśli jednak się nie ugnie, to Rosja przegra w tej próbie sił
– Efekt jest dokładnie odwrotny do zamierzonego – Ukraińców te ataki w woli walki utwierdzają.
– Dokładnie. To rezultat także tego, że Rosjanie kompletnie nie rozumieją Ukraińców, ich mentalności. Nie doceniają też ukraińskiego społeczeństwa. Kampania terroru skutkuje więc nie tylko tym, że rośnie w Ukraińcach nienawiść do Rosjan, determinacja do walki, zwiększa się także presja na władze ukraińskie, by za żadną cenę nie zgadzały się na ustępstwa wobec Rosji. Ale kampania terroru to nie wszystko. Pamiętajmy, że wojna w Ukrainie jest elementem wojny Rosji z Zachodem, a narzędziem tej wojny oprócz militarnej agresji na Ukrainę jest wojna energetyczna, żywnościowa i migracyjna. Poprzez konflikt przeciwko Ukrainie starają się wywołać chaos na Zachodzie.
– Z jakim skutkiem?
– Rosjanie starają się doprowadzić do dużych ruchów migracyjnych. Nie tylko do fali uchodźców ukraińskich, którzy – jak miał nadzieję Kreml – będą destabilizować sytuację społeczną w Europie. To się nie udało. Jednak poprzez kryzys żywnościowy, który Rosjanie celowo i świadomie napędzają poprzez blokadę portów ukraińskich i ograniczenie własnego eksportu, liczą na wywołanie dużej fali migracji z Afryki czy Bliskiego Wschodu. To, co jednak najbardziej nas uderza, to granie na zwyżkę cen surowców energetycznych, by uderzyć w najbardziej wrażliwe, bo najbardziej uzależnione od rosyjskich surowców kraje, i wymusić na nich zmianę polityki wobec tego konfliktu. Tak, by wycofywały swoje poparcie, zwłaszcza wojskowe, dla Ukrainy i naciskały na Kijów, by ten przyjął rosyjskie warunki zawieszenia broni.
– No właśnie, to jest klasyczny Putin – tworzy sytuację, w której tracą wszyscy: Rosja, Zachód, a najbardziej Ukraina, i czeka, aż Zachód zmięknie. Trochę taka gra w cykora. Myśli pan, że Putin może zmusić Zachód, by ten mrugnął pierwszy? I to akurat w sytuacji, kiedy Ukraina wsparcia wojskowego najbardziej potrzebuje?
– Z jednej strony obserwujemy niepokojące sygnały, ponieważ widzimy, że pod presją szantażu energetycznego i żywnościowego Zachód, a konkretnie Unia Europejska, podejmuje decyzje o ograniczaniu pewnych elementów sankcji przeciwko Rosji. Zezwolono jej na eksport ropy, ułatwiono handel surowcami z państwami trzecimi oraz eksport żywności i nawozów. Tak naprawdę pomaga się rosyjskiej gospodarce przeżyć najtrudniejszy moment. Ustępstwa nic jednak nie dają, a wręcz zachęcają Rosję do dalszej eskalacji.
– Tak powoli kończy się twarda postawa Zachodu wobec Rosji?
– Mimo tych niepokojących sygnałów warto zauważyć, że nie ma zasadniczych ustępstw po stronie Zachodu. Wsparcie militarne i finansowe dla Ukrainy nie tylko nie słabnie, lecz systematycznie wzrasta. Można powiedzieć, że przynajmniej w tej części polityka rosyjska jest nieskuteczna. Poważnym testem dla wszystkich będzie jednak zima.
– W jakim sensie?
– Jeśli kosztem różnych wyrzeczeń Europa przetrwa – a takie są nadzieje – ten trudny sezon grzewczy bez poważnych ustępstw na rzecz Rosji, to potem będzie dużo łatwiej. To Rosja bowiem poniesie dużo większe straty. Trzy czwarte dochodów Gazpromu pochodzi z rynku europejskiego. Jeśli Rosjanie w tym momencie radykalnie ograniczają podaż gazu na rynku europejskim, to potężnie na tym tracą finansowo. Są na to gotowi, ponieważ grają va banque, uważając, że to Europa się ugnie pod tą presją. Jeśli jednak się nie ugnie, to Rosja przegra w tej próbie sił.
– Wydaje się, że czas kluczowy jest w tej wojnie – zarówno w skali ukraińskiej i zachodniej. Sankcje już dziś są dla Rosji dotkliwe i z każdym miesiącem będą coraz bardziej bolesne. Jak już wspomnieliśmy, coraz trudniej będzie Rosji uzupełniać straty ludzkie i sprzętowe na froncie. Jeśli Zachód utrzyma dostawy broni dla Ukrainy, w końcu stworzy dla niej przewagę sprzętową. Im dłużej ta wojna potrwa, tym trudniej Rosji będzie w niej cokolwiek osiągnąć?
– Tak, czas jest najważniejszy. Pamiętajmy, że wszystko to, co robi Zachód, pomagając choćby Ukrainie, powinno być elementem długofalowej polityki. Jeszcze raz to powtórzę – to nie jest wojna Rosji o Donbas. To nie tylko wojna Rosji z Ukrainą. To wojna z całym Zachodem – Unią Europejską, NATO, Stanami Zjednoczonymi. Chodzi o zniszczenie ładu międzynarodowego i układu bezpieczeństwa w Europie, ale także podważenie globalnego przywództwa USA w świecie. To wojna, która będzie się toczyć przez lata, a nie wyłącznie najbliższe miesiące. O tym, kto tę wieloletnią konfrontację wygra, będzie zależało od stopnia determinacji stron. To Zachód ma w tym konflikcie dużo więcej zdolności i potencjału, aby tę rywalizację długofalowo wygrać. Dlatego Rosja stawia na eskalację, bo wie, że ma mało czasu. Jeśli Kreml w najbliższych kilku miesiącach nie złamie woli państw zachodnich do prowadzenia tego konfliktu, to wie, że przegra. Tylko upokorzenie Putina, jego przegrana militarna, polityczna i gospodarcza są w stanie wpłynąć na politykę rosyjską.
Rozmawiał Tomasz Walczak