Karczewski kupował śledzie. Nagle został zaatakowany: Bałem się...
Jak ustalił "Super Express", Stanisław Karczewski robił świąteczne zakupy. Kupował m.in. śledzie. – Nigdy w życiu nikt mnie nie tknął ani nie uderzył. To było traumatyczne i stresujące przeżycie. On był pełen agresji, nienawiści – opisuje "SE" czwartkowe (15 grudnia) zajście zaatakowany Karczewski. – Najpierw klął niewyobrażalnie, krzyczał, obrażał mnie, partię i prezesa. Później podszedł bliżej. Bałem się. Wciągnąłem wózek między niego a mnie i sięgnąłem po telefon, by móc nagrać ewentualny atak. Wypchnął mi telefon z ręki, mnie pchnął dwa razy, za drugim upadłem. Nic mi się na szczęście nie stało – relacjonuje Karczewski.
Napastnik na wolności, zastosowano poręczenie majątkowe, dozór i zakaz zbliżania się do sentora
W prokuraturze wszczęto śledztwo w sprawie niebezpiecznego zajścia. Podejrzanego namierzono i postawiono zarzuty "stosowania przemocy z powodu przynależności politycznej, naruszenia nietykalności pokrzywdzonego, jak również uszkodzenia mienia w postaci telefonu". Sąd nie uwzględnił wniosku prokuratury o zastosowanie tymczasowego aresztu wobec podejrzanego. Wobec podejrzanego zastosowano poręczenie majątkowe w wysokości 20 tys. zł, dozór i zakaz zbliżania się do zaatakowanego polityka. – Życzę temu panu, aby na święta, które spędzi w domu, dokonał głębokiej refleksji nad swoimi czynami – mówi nam senator Karczewski.