
- Unia Europejska straciła iluzję swojej geopolitycznej i gospodarczej siły w 2024 roku.
- USA nałożyły cła i wymusiły zwiększenie wydatków wojskowych na UE.
- UE odgrywa marginalną rolę w negocjacjach pokojowych dotyczących Ukrainy.
- Sceptycyzm wobec zdolności UE do obrony wartości osiąga nowy szczyt
Szokująca diagnoza Mario Draghiego: iluzja potęgi UE prysła
Były premier Włoch i były szef Europejskiego Banku Centralnego nie pozostawił na unijnej polityce suchej nitki. Podczas swojego wystąpienia na prestiżowym mitingu w Rimini, Mario Draghi wprost stwierdził, że wiara w geopolityczną siłę Wspólnoty, opartą na jej potencjale gospodarczym, okazała się złudzeniem. Przez lata Bruksela zakładała, że rynek liczący 450 milionów konsumentów automatycznie przekłada się na wpływy na arenie międzynarodowej. Według Draghiego, ten mit właśnie upadł.
"Przez lata Unia Europejska wierzyła w to, że jej wymiar gospodarczy z 450 milionami konsumentów pociąga za sobą władzę geopolityczną i w międzynarodowych relacjach handlowych" – mówił ekonomista. "Ten rok zostanie zapamiętany jako ten, w którym ta iluzja wyparowała" – stwierdził bezkompromisowo Mario Draghi, który stał na czele włoskiego rządu w latach 2021-2022. Jego ocena jest tym bardziej bolesna, że pochodzi od osoby, która przez lata współtworzyła europejską architekturę finansową i polityczną.
Dlaczego Unia Europejska traci na znaczeniu?
Draghi w swoim przemówieniu wymienił szereg przykładów, które mają dowodzić bezsilności Europy. Wskazał na relacje z kluczowym sojusznikiem, Stanami Zjednoczonymi, które nie tylko nałożyły na UE cła, ale także wymusiły na niej zwiększenie wydatków na zbrojenia w sposób, który "prawdopodobnie nie odzwierciedla interesów Europy". To pokazuje, że nawet w relacjach z partnerami Wspólnota nie jest w stanie skutecznie bronić swoich racji.
- Musieliśmy pogodzić się z cłami nałożonymi przez naszego największego partnera handlowego i odwiecznego sojusznika - Stany Zjednoczone. Zostaliśmy przez tego samego sojusznika zmuszeni do zwiększenia wydatków militarnych, czyli do decyzji, którą i tak musielibyśmy podjąć, ale stało się to w sposób, jaki prawdopodobnie nie odzwierciedla interesów Europy - stwierdził.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w kontekście największych globalnych kryzysów. "Unia Europejska, mimo że wniosła największy wkład finansowy w wojnę na Ukrainie i najbardziej zainteresowana jest sprawiedliwym pokojem, odgrywała dotąd rolę dość marginalną w negocjacjach pokojowych" – ocenił Draghi. Dodał, że w tym samym czasie Chiny bez skrępowania wspierają rosyjski wysiłek wojenny, a europejskie protesty pozostają bez echa. Pekin wprost komunikuje, że nie uważa UE za równorzędnego partnera i cynicznie wykorzystuje swoją dominację na rynku ziem rzadkich, by pogłębiać zależność Europy. Były premier Włoch podkreślił, że Wspólnota była również jedynie "widzem" w trakcie eskalacji konfliktu w Strefie Gazy czy bombardowań irańskich ośrodków nuklearnych.
- Jednocześnie Chiny otwarcie wsparły wysiłki wojenne Rosji, a europejskie protesty odniosły niewielki skutek. Chiny stwierdziły, że nie uważają Unii za równorzędnego partnera i wykorzystują swoją kontrolę w dziedzinie ziem rzadkich, by nasza zależność była coraz bardziej wiążąca. (...) Unia była także widzem, kiedy bombardowane były irańskie ośrodki nuklearne i kiedy nasilała się masakra w Strefie Gazy - podkreślił Mario Draghi.
Świat nie patrzy na nas z sympatią. Jaka jest przyszłość Europy?
Konsekwencją tej serii porażek jest, zdaniem Draghiego, rosnący sceptycyzm Europejczyków wobec Unii. Nie dotyczy on samej idei integracji, ale przede wszystkim jej zdolności do realnej obrony wspólnych wartości i interesów na arenie międzynarodowej. Były szef EBC ostrzegł jednak, że receptą na kryzys nie może być powrót do egoizmów narodowych. Taki scenariusz uczyniłby poszczególne kraje jeszcze bardziej podatnymi na presję ze strony światowych mocarstw. "Świat nie patrzy na nas z sympatią" – przyznał gorzko.
Jego zdaniem jedyną szansą jest wzmocnienie jedności i zdolności do wspólnego działania, czego pozytywnym sygnałem była niedawna obecność europejskich liderów w Waszyngtonie. Słowa te nabierają szczególnego znaczenia, biorąc pod uwagę, że Mario Draghi w zeszłym roku na zlecenie Komisji Europejskiej przygotował kluczowy raport na temat przyszłej konkurencyjności UE. Jego druzgocąca diagnoza to nie tylko głos jednego z najbardziej doświadczonych europejskich polityków, ale także poważne ostrzeżenie, że bez radykalnych zmian Unia Europejska ryzykuje całkowitą marginalizacją na globalnej scenie.