"Super Express": - Patrzę na pana i widzę zbolałego człowieka...
Prof. Jan Hartman: - Przeżywam trudne dni. Stałem się przedmiotem brutalnej nagonki. Polowania na czarownice, które sobie sam zgotowałem.
- Żałuje pan wpisu o kazirodztwie na swoim blogu?
- Fragment wpisu, który się przeciwko mnie używa, jest wyrwanym z kontekstu elementem rozważań na temat tego, czy penalizować dobrowolne związki kazirodcze osób dorosłych, czy nie. Mówi się o tym otwarcie na Zachodzie i nikt nikogo za to nie prześladuje. Bardzo różne zdania na ten temat mają tamtejsi politycy, prawnicy i etycy, czego dowodzą przykłady takich krajów, jak Hiszpania, Portugalia, Belgia, Francja, Turcja czy Rosja, gdzie ten typ kazirodztwa nie jest karany. Z drugiej strony mamy Niemcy czy Polskę, gdzie takie kary są. W swoim felietonie tylko zapowiedziałem dyskusję, która prędzej czy później i tak przyjdzie do Polski. Okazało się, że jest ogromna różnica w kulturze dyskusji między nami a Zachodem. W Niemczech, gdzie profesorowie prowadzili swoją publiczną debatę, nie spotkały ich żadne przykrości, a w Polsce mój wpis na blogu wywołał takie szykany.
- Od czego zaczęły się te szykany?
- Zaczęto wydzwaniać po redakcjach i robić wokół mojego wpisu aferę.
- Tygodnik "Polityka", na którego stronach prowadzi pan bloga, odciął się od pana...
- I "Polityka" się odcięła, i uniwersytet się odciął.
- Palikot też.
- To gorzej. Wyszło tak, że moi partyjni wrogowie użyli tego wpisu - i to wpisu, który dla partii żadnego zagrożenia nie stanowił - jako karty przetargowej, zarzewia konfliktu, by wyrzucić mnie z partii albo przynajmniej dokuczyć. Zaraz potem zaczęły się listy do różnych instytucji, by mnie zwolnić. Jako że kazirodztwo to wielkie tabu i łatwo mnie było oskarżyć o to, że jestem jego promotorem. Niestety, wziął w tym udział "Super Express", o co mam ogromny żal i uważam, że należą mi się przeprosiny...
- Najpierw chciałbym coś zrozumieć. Rozpoczął pan debatę o kazirodztwie i tylko to chciał pan zrobić?
- Jeszcze mniej - chciałem zapowiedzieć, że skoro taka debata toczy się w Niemczech, to prędzej czy później przyjdzie ona także do nas. Chciałem tylko napisać, o co w tej debacie chodzi. Żałuję, że nie zrobiłem tego bardziej gruntownie, bo w tym felietonie zabrakło podstawowych informacji, jak te, że w połowie Europy takie związki nie są karane.
- Nie uwierzę, że ktoś tak dobrze wykształcony jak pan - profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego - rozpoczynając taką debatę, nie ma swojego zdania na ten temat.
- Tego właśnie dotyczył ten felieton - nie mam tu wyrobionego zdania. Jak ktoś chce dyskusji, to znaczy, że nie ma utrwalonego stanowiska. Na wejściu do tej dyskusji - jak zresztą napisałem - jestem raczej po stronie tych, którzy są za utrzymaniem penalizacji takich związków. Jestem otwarty na dyskusje. Mam pewne wątpliwości. Napisałem o tym.
Zobacz: Zdaniem redaktora. Mirosław Skowron: Ewa się wściekła
- Czyli pan jest przeciwko kazirodztwu i chce pan, żeby było ono penalizowane?
- Uważam, że w punkcie wyjścia instynktownie staję po stronie tabu, uznając, że jest ono pewną rzeczywistością, nakazem kulturowym. Jest czymś silniejszym niż zasady tworzenia prawa w państwie demokratycznym, gdzie zakłada się, że nie ma represji karnej, jeśli nie ma pokrzywdzonego, a życie seksualne dorosłego człowieka jest jego prywatną sprawą. Natomiast czuję tę niewspółmierność i jestem gotów na dyskusję, bo mam wątpliwości.
- Ja na przykład nie rozpoczynałbym debaty, czy przestępcy powinni trafiać do więzień, bo uważam, że powinni, więc nie ma o czym mówić. Tak samo uważam, że kazirodztwo powinno być penalizowane i nie ma o czym dyskutować. Pan też uważa, że na razie staje pan po stronie tabu. Więc po co zaczynał pan tę dyskusję?
- Argument, który pan podnosi, można zastosować do każdej bez wyjątku sprawy. Można zajmować jakieś stanowisko, ale nie być dogmatykiem i być otwartym na dyskusję. Ja mam swoje wątpliwości. Na razie uważam, że polskie prawo ws. kazirodztwa jest lepsze od francuskiego czy portugalskiego, ale rozumiem, jakie padają argumenty. Niemniej bezsprzecznie w sprawie Hartmana i Fuszary istotą rzeczy jest to, że można w Polsce prowadzić bezkarną nagonkę medialną. Możliwe jest ograniczanie wolności wypowiedzi i represjonowanie profesorów, bo w tej sprawie i ja, i pani Fuszara nimi jesteśmy. I to jest problem. Tym powinny się niepokoić media, a nie moim wpisem.
- Pan, jako wytrawny naukowiec i polityk, nie zdawał sobie sprawy, że pańskie słowa będą w Polsce miały określone konsekwencje?
- Oczywiście, popełniłem błąd, bo nie zdawałem sobie sprawy, że w mojej partii mam takich wrogów. Gdyby nie oni, pewnie nic by nie było. Mogłem być bardziej przezorny i spodziewać się ataku ze strony czy swoich, czy nieswoich. Mogłem też być bardziej ostrożny i rozumieć, że forma felietonowa nie jest odpowiednia do poruszania tego tematu. Przyznaję się tu do błędu.
- Palikot z panem rozmawiał?
- Nie. Poza wyrażaniem oburzenia w żaden sposób się ze mną nie komunikował. Zostałem z partii wyrzucony tak po prostu. Bez żadnego dziękuję czy przepraszam. Bez żadnych wyjaśnień. Ja zawsze stałem po stronie Palikota. Zawsze go broniłem, więc ten cios, to brutalne zachowanie wobec mnie w sytuacji, którą, nawet jeśli ktoś uzna za niebezpieczną dla partii, można opanować jednym oświadczeniem - zwłaszcza moim własnym - jest dla mnie niesłychanie bolesny. Mimo to życzę Twojemu Ruchowi w obecnej sytuacji wszystkiego najlepszego.
- Ta przykra przygoda uświadomiła panu, że pan się po prostu do polityki nie nadaje?
- Nie sądzę, żeby to miało jakieś długofalowe konsekwencje dla mnie jako polityka lewicowo-liberalnego. Poruszanie tematu kazirodztwa nie narusza mojego wizerunku.
- Gdzie pan widzi teraz swoje miejsce?
- Mam nadzieję, że powstanie nowa formacja lewicowa, przynajmniej w formie koalicji wyborczej, bo tych organizacji lewicowych jest bardzo wiele. Mam nadzieję, że do 2015 roku na tyle wyklaruje się sytuacja na lewicy, że wyborcy tej opcji, którzy nie chcą chodzić na wybory, zdecydują się na nie pójść i pomożemy PO nie oddać władzy radykałom z PiS. To jest sprawa narodowa. Jeśli mogę dołożyć małą cegiełkę moją działalnością polityczną do tego, by Polska nie dostała się w łapy PiS, to jestem gotowy poświęcić dla tej sprawy swoją karierę. Jestem patriotą.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail