Czy słusznie? Małgorzata Gersdorf jest prezesem Sądu Najwyższego. Jej słowa były komentarzem do pomysłu Ministerstwa Sprawiedliwości, aby ujawnić majątki posłów i sędziów. Gersdorf oceniła go bardzo negatywnie. - Władza lansuje taki obraz, że sędziowie to tłuste koty, którzy opływają w luksusy za państwowe pieniądze. Spójrzmy od dołu. Przeciętny radca prawny zarabia więcej niż sędzia sądu rejonowego. 7 tys. to straszne pieniądze? Na tym szczeblu 70 proc. nominacji to kobiety. Zarobki nie są wystarczające, by mężczyźni podejmowali ten zawód. Nieco lepiej jest w sądach okręgowych, ale za te ok. 10 tys. brutto dobrze żyć można tylko na prowincji. A co jest na samym szczycie? Dobry adwokat ma się lepiej niż sędzia Sądu Najwyższego - powiedziała Andrzejowi Stankiewiczowi z portalu Onet.pl prezes Sądu Najwyższego.
Małgorzata Gersdorf jest profesorem nauk prawnych, a od 2014 roku pierwszym prezesem kobietą Sądu Najwyższego. Specjalizuje się w prawie pracy. W 1975 roku ukończyła Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Sześć lat później uzyskała stopień naukowy doktora, a w 2003 r. doktora habilitowanego. W międzyczasie ukończyła aplikację sądową i została radcą prawnym. Po ukończeniu studiów związała się zawodowo z UW, na którym objęła stanowisko profesora nadzwyczajnego. Pracowała również jako wicedyrektor Instytutu Nauk Prawno-Administracyjnych oraz - przez dwie kadencje - jako prodziekan WPiA. W latach 2005-2008 była prorektorem UW, zaś od 2008 do 2009 r. kierowała Studium Prawa Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Wydziału Prawa i Administracji. Spod jej pióra wyszło ponad 200 publikacji naukowych.
W 1991 roku rozpoczęła pracę w Sądzie Najwyższym. Pracowała w Biurze Orzecznictwa oraz Biurze Studiów i Analiz Sądu Najwyższego. W 2005 roku została radcą prawną w Sądzie Najwyższym, a trzy lata później nominowano ją na sędziego Sądu Najwyższego, zasiadła wówczas w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych. W 2014 r. jako pierwsza kobieta została prezesem Sądu Najwyższego.
Zobacz: Prezes Sądu Najwyższego: za 10 tys. to dobrze można żyć tylko na prowincji