Sytuację podgrzali dziennikarze "Rzeczpospolitej", którzy wyliczyli, że rządowa limuzyna, którą podróżowała premier Beata Szydło, wcale nie jechała z prędkością 50 km/h. Dziennikarze zrekonstruowali cały przebieg piątkowej trasy premier Szydło. Wiadomo, że szefowa rządu przyleciała z Warszawy do Krakowa wojskowym samolotem, gdzie przesiadła się do samochodu. Wprawdzie nie podano informacji o godzinie rozpoczęcia jej podróży do Oświęcimia, ale wiadomo, że kierowca audi pani premier rozpoczął służbę o godz. 18. Dziennikarze wzięli pod lupę czas przejazdu oraz godzinę wypadku. Biorąc pod uwagę fakt, że wypadek miał miejsce o godz. 18.37 oraz odległość pomiędzy podkrakowskimi Balicami i Oświęcimiem, przypuszczać należy, że kolumna jechała ponad 100 km na godzinę - pisze Rzeczpospolita. To z kolei zaprzecza oficjalnej wersji, według której kierowcy nie przekraczali dozwolonej prędkości – podsumowuje gazeta.
Przypomnijmy, do groźnie wyglądającego wypadku doszło w piątek o godz. 18.30 w Oświęcimiu. Kolumna trzech samochodów BOR, w której pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku, wyprzedzała fiata seicento. Jego kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i zderzył się z autem szefowej rządu. Kierowca limuzyny, próbując uniknąć skutków zderzenia, odbił w lewo. Na poboczu uderzył w drzewo.
W wypadku poszkodowani zostali premier Beata Szydło i dwóch funkcjonariuszy BOR. Szefową rządu oraz ciężej rannego funkcjonariusza przetransportowano do Warszawy.
Zobacz też: Pancerna limuzyna, czy pancerne drzewo? Spekulacje dotyczące wypadku Szydło