PROFESOR ANTONI DUDEK

i

Autor: Andrzej Lange PROFESOR ANTONI DUDEK

[Wywiad] Prof. Antoni Dudek: Nie jestem przekonany, czy był po prostu naiwny

2018-06-09 5:00

Czy abp Sławoj Leszek Głódź współpracował z wywiadem PRL? Odpowiedzi szuka politolog i historyk prof. Antoni Dudek

„Super Express”: – Po tekście „Rzeczpospolitej” pod adresem abp Sławoja Leszka Głódzia padły poważne oskarżenia o współpracę z peerelowskim wywiadem. Choć chyba sprawa nie wygląda aż tak jednoznacznie.
Prof. Antoni Dudek: – Przy zastrzeżeniu, że nie widziałem dokumentów, uważam, że najbardziej prawdopodobna jest hipoteza, że jeszcze wtedy ksiądz Głódź po prostu spotykał się na prywatnej stopie z oficerem wywiadu, który potem na podstawie tych spotkań sporządzał raporty. Nie wiemy, ile takich spotkań było i na ile ówczesny ksiądz zdawał sobie sprawę, z kim ma do czynienia.
– Mógł nie wiedzieć, że to oficer wywiadu?
– Nie chce mi się wierzyć, że ktoś, kto pracuje w watykańskiej kongregacji kościołów wschodnich, nie był przeszkolony i nie wiedział, że człowiek, z którym się spotykał, nie był tym, za kogo się podawał. Wydaje się, że abp Głódź wykazał się wtedy co najmniej daleko idącą naiwnością i nieostrożnością, prowadząc taką znajomość.
– Tylko tyle?
– Wziąwszy pod uwagę fakt, że – z tego co wiemy – nie zachowały się żadne dokumenty świadczące o świadomej współpracy czy pobieraniu za nią pieniędzy, sprawa nigdy nie będzie jednoznaczna. Można przyjąć korzystną dla księdza arcybiskupa interpretację – że był wówczas po prostu człowiekiem naiwnym.

– Ale nie wygląda pan na przekonanego co do tej wersji.
– Absolutnie nie jestem. Znaczna część polskiego duchowieństwa w Stolicy Apostolskiej była głęboko spenetrowana przez peerelowskie służby. Widziałem efekty ich pracy. Widziałem dziesiątki donosów na papieża. Ktoś to musiał robić, ale kto? Nie sposób dzisiaj stwierdzić.
– To może być casus abp Głódzia?
– Nie można tego wykluczyć, choć, jak podkreślam, nie będziemy mieli na to twardych dowodów. Oczywiście, z punktu widzenia służb idealnie jest, gdy delikwent podpisze zobowiązanie do współpracy. Ale jeśli ma naprawdę cenne informacje, jest to wtórne. Istotne, żeby chciał się nimi podzielić. W przypadku duchowieństwa taką praktykę zastosowano już de facto w latach 60.
Rozmawiał Tomasz Walczak