„Super Express”: - Czuje się pani bardziej związkowcem czy terrorystką? Bo z tego co rozumiem, zwolniono panią z LOT, ponieważ groziła pani narodowemu przewoźnikowi zbrojnym zamachem stanu.
Monika Żelazik: - Poszła informacja, że namawiałam do niego pracowników. Posłużono się tu wykradzionym ze skrzynki związkowej mailem, który pocięto i w takiej formie trafił dalej. Z tego co wiem, dyrektor komórki bezpieczeństwa miał bardzo poważną rozmowę, na skutek której miał zgłosić do służb, że poczuł się zagrożony.
- „My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną!” - tak miała pisać pani, szefowa największego związku zawodowego w LOT. Może miał powody do niepokoju?
- To nawet nie jest fragment maila, ale fragment dyskusji członków związku. Szukano pretekstu do zwolnienia i znaleziono go. Wygląda na to, że byłam na tyle niewygodna dla tego zarządu, że postanowiono się mnie pozbyć. W firmie istnieje bożek, który nazywa się „wizerunek LOT” i cokolwiek jako pracownicy nie robimy, może zostać odebrane jako działanie na jego szkodę.
- I wy jako związkowcy chcieliście ten wizerunek zszargać.
- Tak zostało to odebrane przez władze LOT. Władze, które najwyraźniej nie rozumieją, że wizerunek to także my – pracownicy. A przecież LOT oprócz kapitału ludzkiego nie ma nic. Jeśli będzie go niszczył, to pewnego dnia zostanie z niczym. Chcieliśmy to uświadomić ludziom, którzy obecnie zarządzają – bez większych, moim zdaniem, kompetencji – firmą.
- Zarząd LOT buduje wizerunek firmy na dobrych wynikach. Obecni menadżerowie chwalą się, że podźwignęli firmę z ruiny. Nie chcieliście jako związkowcy wsadzić kija w szprychy władzom spółki?
- Jeżeli to jest dla zarządu alibi, to trzeba by uznać, że bogatej rodzinie można molestować dzieci. Zarząd uważa, że LOT ma się świetnie, ale nie chce zauważyć, jak traktowani są pracownicy. Źle ułożona siatka połączeń sprawia, że są oni przemęczeni – od kapitana samolotu, przez pilotów po stewardessy i stewardów. I tu już nie chodzi tylko o komfort pracy, ale o bezpieczeństwo, na które zła organizacja pracy naraża pasażerów. Jeżeli pracownicy składają 800 raportów o przemęczeniu czy złych warunkach wypoczynku, to jasno pokazuje, że coś tu nie gra. I to nie koniec patologii.
- Co jeszcze jest, pani zdaniem, nie tak?
- Problemem nie są tylko normy, ale także europejskie przepisy lotnicze, w których jasno jest zapisane, że na pokładzie mogą się znajdować pracownicy zatrudnieni w firmie. Pytam więc, czemu latają w LOT ludzie na samozatrudnieniu? Przecież praca w samolocie wyczerpuje wszelkie znamiona pracy – pełniona jest w wyznaczonym miejscu i czasie oraz pod nadzorem.
Jak kapitan samolotu może być biznesmenem? W oparciu o jaki przepis? Przecież zgodnie z prawem nie powinno go tam być! Czy to jest bezpieczne? Chciałabym, żeby ktoś poszedł w końcu po rozum do głowy i zrozumiał, że tak dalej być nie może. Skala patologii jest bowiem ogromna.
- Wiele osób wskazuje, że patologią jest już samo to, że władze spółki zwalniają związkowców.
- Cóż, mamy w LOT „piękną tradycję” zwalniania związkowców. Czasy się zmieniają, ale w tej materii LOT nadal działa tak samo.
Rozmawiał Tomasz Walczak