Mamy przecież już pewne doświadczenie w ich organizowaniu. To w końcu już nasze piąte wybory prezydenckie. Pamiętam, gdy w Radiu Zet robiłam debatę między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Dopuściliśmy wtedy do interakcji między nimi i wyszło fantastycznie! Myślę, że sztaby boją się możliwej wpadki swoich kandydatów. Dlatego wybierają tę najbezpieczniejszą dla nich formułę debaty.
Uważam jednak, że wczorajsza była lepiej zorganizowana od pierwszej.
Dziennikarze siedzieli bliżej siebie, a kandydaci częściej ścierali się ze sobą. Nie było jednak żadnego momentu przełomowego, żadnego spięcia, które mocno przykułoby naszą uwagę. Nie wiem też, po co tak często ściskali sobie dłonie. W niedzielę to marszałek był bardziej zaczepny i miał więcej swobody, a Jarosław Kaczyński wyglądał na lekko zaspanego.
Teraz role się zmieniły. Widać, że Kaczyński odżył i znów wstąpiło w niego prawdziwe zwierzę polityczne. Wiedział, jak odpowiadać na pytania. Był lepiej przygotowany merytorycznie, a także wizualnie, bo miał lepszy "język ciała". Dlatego to on wygrał wczorajszy pojedynek. Swoją przewagę zaznaczył w pierwszej turze debaty i tak już zostało do końca. Wygrywał cały czas poza jednym momentem, gdy poruszył sprawę wspólnego polsko-rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Nie powinno się robić politycznego użytku z tej tragedii.
Monika Olejnik
Dziennikarka i publicystka Radia Zet i TVN, współgospodyni pierwszej debaty prezydenckiej