- W Rosji jest chaos, bo wojna dotarła do głów przeciętnych Rosjan. Przez 7 miesięcy myśleli, że to coś egzotycznego. Wielu z nich wierzyło w to zaklęcie, że to "specjalna operacja wojskowa", że trwa wojna z nazistami. Cały ten strach dotarł go głów Rosjan i exodus 700 tys. młodych mężczyzn niekoniecznie przeciwstawiających się wojnie, ale obawiających się mobilizacji. Mamy w sieci wiele rozmów z tymi młodymi Rosjanami, którzy uciekli z kraju i wynika z nich, tak jak z badań, że 20-30 proc. z nich to antyputiniści, ludzie, którzy byli przeciwko reżimowi, nie chcą być wprzęgnięci w tę machinę wojenną i zabijać Ukraińców, a reszta to ludzie apolityczni, ale nagle otworzyli oczy, bo dostali wezwanie z komisji wojskowej. Nagle dociera do nich to, czym jest ich państwo i że życie w tej masie nie ma znaczenia. Zdają sobie sprawę, jak pełna dysfunkcji i korupcji jest Rosja. Wiedzą, że nie będą przeszkoleni. Widzimy to też dzisiaj, bo z godziny na godzinę pojawiają się nowe filmy w sieci. Widzimy na nich rekrutów, którzy pozostawieni sami sobie, pokazują to fatalne uzbrojenie z lat 70., bez mundurów, sami kupują sobie jedzenie, nie wiedzą, co ich czeka. Na nagraniach tych widzimy, że ci ludzie mieli słuszność, próbując uciec od mobilizacji. Ale pokazują też to, że wojna w czystej postaci zaczyna do Rosjan docierać. Czy to będzie miało taki kształt, jak byśmy chcieli, jakiegoś buntu przeciwko reżimowi, to jest otwarte pytanie. Ale wreszcie udało się Putinowi wojnę wprowadzić do głów Rosjan - powiedział ekspert.
- Na razie to jest rodzaj pewnego wybudzenia ze stanu uśpienia. Z ogółu badań, analiz i spostrzeżeń można wnosić, że około 20 proc. Rosjan jest przeciwko temu wszystkiemu, co się dzieje i są gotowi aktywnie to pokazywać na ulicy czy w internecie. Pewnie te 30 proc. są żarliwymi wyznawcami polityki Putina, a połowa to jacyś apolityczni Rosjanie. Ci, którzy myśleli, że mogą schować się za filarem i przeczekać jakiś czas. Myśleli, że ta wojna nie jest ich, że oni spokojnie będą żyć i funkcjonować, bo mają swoje problemy. To jest ta istotna grupa, która została dotknięta przez tę wojnę. Nagle zadzwonił budzik, oni otworzyli oczy i nagle pojawiło się w głowie "o rany!". Rosjanie doskonale wiedzą, co się dzieje w Ukrainie. To naród wykształcony i wielu zdaje sobie sprawę, jak działa propaganda. Mają dostęp do internetu, wiedzą więc, co dzieje się na froncie wojny w Ukrainie. Ogłoszenie o mobilizacji stało się dla nich nagle sygnałem, który ostrzegał "ja się tam mogę znaleźć". Matki i rodziny nagle zrozumiały, że ten koszt wojny nagle może spaść na ich głowy. Tu się pojawia pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. Czy to będzie impuls dla społeczeństwa, by zorganizować reakcję, która zmieni sytuację w kraju? Moja odpowiedź brzmi: jeszcze nie teraz - skomentował politolog.
- Rosja wkroczyła w moment nie planowania strategicznego, nie myślenia o tym, jak sobie poradzić z Ukrainą, Rosja tę wojnę przegrała już zdecydowanie, ale Rosja dotarła do pytania "jak zarządzać kryzysem". Ten jest na froncie, Ukraińcy mają przewagę. Kryzys jest też wewnątrz kraju, ponieważ mobilizacja kompletnie się nie udała i buduje napięcie, więc Putin musiał publicznie przyznać, oczywiście obwiniając oficerów niższego rzędu, władze lokalne, że źle dokonują mobilizacji. On musiał publicznie to powiedzieć, że coś nie działa. Ten kraj zmaga się więc z gaszeniem pożarów. Niestety ma oczywiście potężne środki i zasoby, by zasypywać Ukrainę pociskami, żeby czynić zniszczenia. To jest moim zdaniem taki moment, w którym dyktatura upada. Jeśli historycznie spojrzymy, to każda dyktatura do momentu aż upadnie, wydaje się solidna. Widzimy tę fasadę, która jest pięknie umalowana, jest ten strażnik, stoi i pilnuje wszystkiego, a nagle budzimy się pewnego dnia i widzimy jak kruszeje wszystko - ocenił Ernest Wyciszkiewicz.
- Paradoksalnie Związek Sowiecki w latach 70. i 80. był bardziej pluralistyczny niż Rosja dzisiaj. W biurze politycznym mieliśmy różnego rodzaju frakcje, o różnym światopoglądzie, które próbowały władzę kontrolować. Przecież Nikita Chruszczow został obalony przez wewnętrzny pucz. Te nurty o różnym światopoglądzie się równoważyły. Gdy pojawił się ktoś z potencjałem niszczycielskim, byli w stanie go spacyfikować. Dzisiaj w zasadzie za wszystkie sznurki pociąga Putin i nie widać w gronie jego współpracowników nikogo, kto byłby w stanie go zastąpić, co jest bardzo skutecznym owocem propagandy rosyjskiej, która uczyniła z bezalternatywności jeden z głównych przekazów: Nie ma Rosji bez Putina. I to wyraża jednocześnie poczucie siły, ale obnaża wszystkie słabości tego systemu. Brak sukcesji, nie wiadomo jak zapewnić sukcesję w tym kraju, kto ma jak rządzić, wszystkie instytucje należy wziąć w cudzysłów. Rząd to nie jest rząd, to imitacja. Parlament ma tylko przyklepywać to, co zatwierdzi prezydent. Armia - widzimy w jakim jest stanie. Gospodarka - nie znamy danych statycznych. PKB niby jest okej, ale na poziomie mikro wiemy, że poziom życia Rosjan spada bardzo szybko. Wszystko jest rodzajem imitacji, takiego teatru, a na szczycie mamy szaleńca, który kieruje się jakąś swoją racjonalnością, jakąś obsesją ukraińską, swoimi marzeniami nie do odtworzenia. Ale dysponuje środkami, które sprawiają, że Ukraińcy płacą ogromną cenę. Naszym zadaniem jest dokładanie kosztów temu reżimowi, żeby nikt nie miał tam pieniędzy, środków, inwestycji na to, by skupiać się na awanturach zewnętrznych. Sankcje same nie obalą tego reżimu. Dzisiaj prawdopodobnie wejdzie ósmy pakiet sankcji. Ale z drugiej strony trzeba mocno wspierać Ukrainę - podkreślił ekspert.