"Super Express": - Ogląda pan olimpiadę w Soczi?
Antoni Macierewicz: - Staram się, gdy tylko mogę. Przerwaliśmy nawet obrady kongresu, żeby zobaczyć, jak skaczą Polacy.
- Widział pan kask Kamila Stocha?
- Widziałem. Ta szachownica na jego kasku to wspaniały hołd oddany polskim lotnikom. Wspaniały sportowiec, wspaniały patriota.
- Myśli pan, że to jego demonstracja polityczna?
- Czemu demonstracja polityczna? To oddanie hołdu tym, którzy polegli pod Smoleńskiem. To wspaniałe.
- Tak pan to interpretuje?
- Tak, w ten sposób to odbieram.
- Mijają prawie cztery lata od katastrofy w Smoleńsku. I polscy eksperci pojechali do Rosji nie po czarne skrzynki, ale po...
- No właśnie. Najgorsze jest to, że te czarne skrzynki powinny być w Polsce od dawna. Dopiero teraz prokuratura orientuje się w tym, o czym powinna wiedzieć od początku - że te zapisy, które nam przekazano, były sfałszowane.
- A były?
- Tak, oczywiście.
Zobacz: Antoni Macierewicz to patriota! - uważa większość Czytelników portalu SE.pl
- Wie pan to z całą pewnością?
- Wykazał to ekspert zespołu parlamentarnego, pan Marcin Gugulski, na drugiej konferencji smoleńskiej. Wygłosił długi referat, w którym pokazał, że każda z instytucji dostała od Rosjan zapis z czarnych skrzynek innej długości.
- A wiadomo, co może być na tych oryginalnych czarnych skrzynkach? Czego się pan spodziewa?
- Trzeba zobaczyć oryginał, żeby dowiedzieć się, jak naprawdę wyglądały ostatnie sekundy lotu. Z pewnością nie w ten sposób, że zmierzano do rozbicia maszyny o ziemię, spokojnie odliczając wysokości. Ten zapis jest fikcyjny.
- Niedawno pojawił się też raport archeologów. Jak go pan interpretuje?
- Pokazuje, że samolot rozbił się co najmniej na 60 tys. części, z których niektóre miały wielkość 2 cm kw. To zapis eksplozji samolotu i jego zniszczenia w powietrzu.
- Z całą pewnością?
- Nie ma co do tego wątpliwości. Pierwsze kości, które znaleźli archeolodzy, spadły, zanim samolot uderzył w ziemię. Mniej więcej 10 m przed uderzeniem w ziemię.
- PiS przedstawiło nowy-stary program polityczny. Mówię nowy-stary, ponieważ jest w nim m.in. taki zapis, żeby najbogatsi płacili wyższe podatki. A pamiętam, że PiS podatek dla najbogatszych zlikwidowało.
- To są fikcje upowszechniane przez ludzi złośliwych. Chodzi przede wszystkim o to, żeby opodatkować wielkie sieci handlowe, czyli tych, którzy w ogóle nic nie płacą. Wie pan, ile miliardów złotych ucieka z Polski? Proszę spojrzeć na to, co zrobił premier Orban na Węgrzech. W ciągu czterech lat w ogóle zlikwidował dług tego państwa. Wyzwolił je od zależności od zagranicznych bankierów. To coś, co i my możemy zrobić.
- Ale chodzi o nową stawkę podatkową dla tych, którzy zarabiają dużo pieniędzy. Nie boi się pan, że skończy się jak we Francji, z której najbogatsi zaczęli uciekać przed wysokimi podatkami?
- Pan ma dzisiaj jakiś wisielczy nastrój.
- No chyba nie.
- Z Polski wyjechało kilka milionów ludzi dlatego, że nie sposób znaleźć u nas pracę, mieszkanie. A dzieje się tak dlatego, że ci, którzy wywożą z Polski pieniądze, nie są opodatkowani, a opodatkowani są najubożsi. Najwyższy czas po 25 latach szaleństwa gospodarczego na troszeczkę rozsądku.
- Jeśli opodatkujemy najbogatszych, to z tych podatków będzie jedynie kilkaset milionów złotych. To nie jest dużo dla budżetu państwa.
- Czy to jest dużo, czy mało, przekonają się ci, którzy dostaną możliwość mieszkania w Polsce zamiast konieczności wyjeżdżania na zmywak do Londynu. Niech pan spojrzy od strony tych młodych ludzi, którzy są dobrze wykształceni, skończyli dobrego szkoły i muszą zmywać w Wielkiej Brytanii naczynia.
- Dzięki pieniądzom bogatych ludzi ci młodzi utrzymają się w Polsce? Znajdą pracę?
- Polsce potrzebne są pieniądze na inwestycje. Przede wszystkim na reindustrializację - na odbudowę zniszczonego polskiego przemysłu. Mamy już zespół ludzi, którzy odbudują zniszczone przez pana Tuska stocznie. Czy pan wie, że zniszczono je w ten sposób, żeby w ogóle nie mogły być odbudowane? Taka była idea, która towarzyszyła panu Donaldowi Tuskowi. Najwyższy czas postawić gospodarkę na nogi.
- Jeszcze jeden punkt programu PiS dotyczy mieszkań dla młodych. Jest tam taki konstrukt - będą budowane nowe mieszkania w porozumieniu z bankami. Jak ma to wyglądać? Kto będzie za nie płacił? Banki? Skarb Państwa?
- Istota sprawy polega na tym, że brakuje nam 2 mln mieszkań. Potrzebne są po to, żeby ludzie z małych miasteczek czy wsi mogli pracować w wielkich miastach, gdzie praca jest. A nie mogą, bo nie mają gdzie mieszkać i trzy czwarte swojej pensji muszą wydawać na wynajęcie małego pokoiku. PiS sprawi, że będą mogli bardzo tanio wynajmować mieszkania, a wynajmując, jednocześnie spłacać i po kilkunastu latach będą ich właścicielami.
- Jarosław Kaczyński boi się debaty z Tuskiem czy nie?
- Odwrotnie. Zdaje się, że to pan Tusk boi się tej debaty, bo gdy zaproponowaliśmy, żeby dotyczyła tego, co ludzi najbardziej boli, czyli stanu polskiej służby zdrowia, to pan Tusk zapowiedział, że będzie się zastanawiał. A tak naprawdę widać, że ucieka przed tą debatą. Boi się dyskutować na temat tego, co dzieje się w polskich szpitalach. Boi się dyskutować na temat tego, co się dzieje z naszym zdrowiem. Boi się dyskutować o tym, do czego doprowadził Polaków po sześciu latach rządzenia.
- Przecież z debatą to był jego pomysł. To dlaczego ma się bać?
- Jego pomysłem było to, żeby nie dyskutować. Jak pan widzi, od dwóch dni nie może powiedzieć ani be, ani me. Powiedziano mu bowiem, żeby dyskutować o konkrecie. Dyskutujmy tak, żeby z tego wynikły jakieś wnioski, które rzeczywiście można zrealizować. A nie organizujmy show, w którym jeden z drugim będzie się przekrzykiwał. Chodzi o to, żeby rozwiązać jeden problem. Zacznijmy od służby zdrowia.
- Pomysł Donalda Tuska był następujący - debata jeden na jeden. A Jarosław Kaczyński chce jeden na jeden plus eksperci. Nie może być bez ekspertów?
- Problem polega nie na tym, jaki pomysł ma pan Donald Tusk czy premier Kaczyński, choć to oczywiście jest ważne. Chodzi o to, żeby wynikały z tego jakiekolwiek wnioski, które można zastosować w praktyce.
- Gdyby sam Tusk dyskutował z samym Kaczyńskim, to nie byłoby żadnych wniosków i żadnych konkretów?
- Pan Donald Tusk chciałby dyskutować z lustrem. To jest jego wielka idea.
- ABW chce pana ścigać, ponieważ miał pan ujawnić agentów komunistycznych i w ten sposób zniszczyć nasz wywiad.
- To, że ujawniłem agentów komunistycznych, to jest słuszne, ponieważ realizowałem ustawę, która mi to nakazywała. Problem z ABW jest taki, że po siedmiu latach zorientowała się, co jest napisane w raporcie o likwidacji WSI. Można powiedzieć, że jak na służbę, która ma nas chronić, to refleks mają niezły. Najdramatyczniejsze jest jednak to, że tę kwestię, którą opisuje ABW, ujawnił akurat Konstanty Miodowicz w 2005 roku. A raport w sprawie WSI przepisał tylko to, co ustalił Miodowicz. Jeśli chcą ścigać najlepszego eksperta PO, który niestety już nie żyje, to gratuluję ABW refleksu. Ja bym nie chciał, żeby takie służby dłużej nas chroniły.
- Premier nie chce, żeby powstała specjalna komisja w sprawie pańskiej działalności, ale mówi, że był pan i jest szkodnikiem.
- Nie będę mówił, kim był i kim jest pan Tusk. Najlepiej, żeby nie był już premierem.
- "Jako były kolega i były szef przestrzegam przed tym Frankensteinem politycznym". Wie pan, kto tak mówi?
- Niech ten pan się naszym koleżeństwem nie chwali, bo to jego złudzenie.
- Ten pan, czyli kto?
- Pan ma to zapisane.
- Radosław Sikorski, czyli pana były szef.
- Nie. Pan Sikorski do dzisiaj nie może przeboleć, że nie był moim szefem.
- On był ministrem, a pan wiceministrem.
- No tak, ale kompetencje dotyczące WSI, które ustawowo są przypisane ministrowi obrony, pan Sikorski musiał pisemnie scedować na mnie. I tego nie może przeboleć.
- Czego dokładnie nie może przeboleć?
- Tego, że musiał przepisać mi kompetencje dotyczące nadzoru nad WSI, ponieważ chciał mieć taką reformę, która nic nie zmieni.
- Ryszard Kukliński był zdrajcą - twierdzą komunistyczni agenci. Co pan na to?
- Cóż, muszą tak twierdzić. Jeśli bowiem stwierdzi się, a tak było, że był wielkim polskim bohaterem, który ocalił nas od zagłady atomowej, to wtedy okaże się to, co wszyscy od dawna wiedzą - że to ci ludzie byli zdrajcami.
- Czy to jest jakiś chichot historii, że cenzurki wystawiają ludzie, którzy byli uwikłani w system komunistyczny?
- To nie jest chichot historii. To jest chichot mediów, i pan to powinien znakomicie wiedzieć, bo to, co ci ludzie mówią, jest ich prywatną sprawą. Problem polega na tym, że to jest w sposób zorganizowany i ewidentnie będący elementem większej kampanii politycznej reklamowane jako dominująca opinia w społeczeństwie. Kampanii politycznej, która ma na celu zbudowanie formacji politycznej, w której zapleczu są ludzie służący kiedyś Sowietom.