Państwo stanu wyjątkowego
Ratownicy medyczni mają dość skandalicznych warunków zatrudnienia, więc od początku września rozpoczęli strajk. W całej Polsce nawet ¼ karetek nie ma więc obsady i nie bardzo jest komu jeździć do wszystkich wymagających pomocy medycznej. Do nich władze wysyłają helikoptery Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, a wojewoda mazowiecki wzywa na pomoc wojsko. Jeśli to nie jest zapaść państwa, to nie wiem, co nią jest.
Służba zdrowia od lat jest w stanie rozkładu, a jej funkcjonowanie zależy wyłącznie od entuzjazmu fatalnie opłacanych pracowników. Wiecznie nie ma pieniędzy, by zapewnić im godziwą płacę proporcjonalną do odpowiedzialności za życie i zdrowie Polaków. Problemy rozwiązywane są doraźnie, gdy któraś grupa zawodów medycznych rozpoczyna strajk. Tak zapewne będzie i tym razem w przypadku ratowników medycznych. Tylko ile można żyć od pożaru do pożaru?
Rządzący, oczywiście, lubią w ostatnich dniach powoływać się na etykę zawodową ratowników i szantażować ich moralnie, ale przecież etyką nie nakarmią oni rodzin i nie opłacą rachunków. Co więcej, mają prawo być wściekli, bo w jednym czasie zabiera im się dodatki covidowe, pozbawiając znaczącej części zarobków, a z drugiej lekką ręką podnosi się pensje polityków. Z jednej strony premier zapewnia, że budżet państwa ma się świetnie, ale jak przychodzi do postulatów płacowych ratowników, okazuję się, że „państwo nie ma fabryki pieniędzy”.
Oczywiście, można w miejsce krnąbrnych ratowników do pracy wysyłać wojsko, jak chce tego wojewoda mazowiecki, ale wkrótce może się okazać, że zabraknie już nawet żołnierzy, by łatać dziury w kolejnych obszarach funkcjonowania państwa. Dziś zastępują ratowników, jutro zostaną wysłani do instytucji państwa, z których będą odchodzić urzędnicy z zamrożonymi pensjami? Albo do szkół, gdzie ciągle brakuje nauczycieli, bo coraz mniej chętnych jest, by za te psie pieniądze wykonywać ten niewdzięczny zawód?
W dalekim 2007 r. ówczesny wicepremier w rządzie PiS Ludwik Dorn chciał protestujących wtedy lekarzy „wysyłać w kamasze”. Dziś ludzie w kamaszach to ostatnia deska ratunku dla rządu, który doprowadził państwo do stanu wyjątkowego.
Polecany artykuł: