"Super Express": - Spójrzmy na sondaże. PiS w górę, PSL ledwo, ledwo 5 procent...
Władysław Kosiniak-Kamysz: - Spokojnie, został jeszcze rok do wyborów. Oczywiście chciałbym, żeby poparcie sondażowe było większe niż te 5-6 proc., ale jest przynajmniej stabilne.
- Dlaczego PiS tak rośnie poparcie? Mają 40 proc., dystansują wszystkich.
- Moim zdaniem PiS miałby wynik jeszcze o 20 pkt. proc. lepszy, gdyby nie robił różnych nieciekawych rzeczy z sądami, nie wprowadzałby takiej atmosfery...
- Jakiej atmosfery?
- Takiego szczucia na siebie, wzajemnej wrogości, nienawiści, podejrzliwości. Jak rozmawiam z naszymi rodakami w najmniejszych miejscowościach, to mówią mi o podziałach w rodzinach, o tym, że nie są w stanie rozmawiać przy stole o polityce, że czasem wręcz nie siadają razem do świątecznego stołu.
- Czy nie zawsze tak było? Pamiętam rozmowy z czasów mojej młodości, jeszcze z okresu PRL, gdy siadało się przy tym rodzinnym stole i jeden wujek mówił, jak to dobrze, bo komuniści zelektryfikowali Polskę. Na to inny wujek odpowiadał: "Jak to: dobrze? Przecież komuniści to mordercy i bandyci". W Polsce zawsze były jakieś podziały.
- Tak silnych nie było. Były oczywiście różne postawy, ale ludzie potrafili jakoś ze sobą rozmawiać. Zburzenie wspólnoty narodowej to jest największy błąd PiS.
- A jak PiS zburzył tę wspólnotę?
- Przez język, który wprowadził do debaty publicznej. Choć to nie jest tylko wina PiS, ta druga duża partia też się do tego przyczyniła. Wojna pomiędzy PO a PiS, która trwa od 2005 r., przyczyniła się do tych podziałów.
- Które wypowiedzi dzielące Polaków, jakie padły z każdej ze stron, najbardziej utkwiły panu w pamięci?
- Tego jest już tak dużo, że trudno wyłowić te najostrzejsze. Ostatnio mieliśmy debatę o skutkach nawałnic i o tym, jak sobie z nimi poradził rząd. I też mieliśmy do czynienia z wzajemnym obrażaniem się, z takim waleniem się maczugami po głowach. Ta piła mechaniczna, która przecięła stoły świąteczne na pół, przyszła z ulicy Wiejskiej.
- Czy teraz Polska jest silna w Europie?
- Nie jest. Przede wszystkim jest osamotniona, a samotność nie jest rzeczą dobrą. I bycie samotną wyspą nie jest kierunkiem pożądanym.
- Rzecz wygląda następująco: albo czasem jesteśmy samotni w Europie, ale samotni z wartościami - i to jest ta racja PiS - albo jesteśmy w Europie, która mówi nam, co mamy robić, która tak naprawdę jest rządzona wyłącznie przez Niemcy i Francję.
- To nie jest system zero-jedynkowy. Polska ma ważną rolę do odegrania w powrocie do wartości, do korzeni UE. I nie widzę rządu PiS, który chciałby proponować coś UE, co powodowałoby, że pozostajemy jej naprawdę silnym członkiem, ale też wnosimy coś ciekawego, wspominając założycieli. Pamiętajmy, że obecnie trwają przygotowania do procesu beatyfikacyjnego jednego z założycieli - Roberta Schumana. O tym też trzeba mówić.
- Ale nikt o tym nie pamięta. Lewicująca Europa, Europa 1968 r. nie chce pamiętać o Schumanie. I właściwie odtrąca chrześcijaństwo. Nie ma pan takiego wrażenia?
- To bardzo niedobrze. Korzenie chrześcijańskie to wartości, na których wyrośliśmy. One budują nas od pokoleń i są wpisane w całą historię naszego kraju i Europy. One nie są możliwe do podcięcia i odrzucenia, a ten, kto to robi - przegra.
- Czuję się, jakbym teraz słuchał członka PiS.
- Nie, bo ja idę o krok dalej i mówię: chodźmy, rozmawiajmy z innymi krajami, twórzmy sojusze. Wspomnijmy słowa ojca świętego Jana Pawła II o Europie oddychającej dwoma płucami. Wtedy przede wszystkim chodziło o wschód i zachód Europy. Ale też o pewne wartości, które są w Polsce, ale których moim zdaniem dziś Europa potrzebuje. Lecz my ich nie przekazujemy, a mówimy, że będziemy sami i tylko u nas będzie dobrze. To jest kompletnie bez sensu. Nie mamy sojuszników, spójrzmy choćby na sprawę wspólnej polityki rolnej. Z Francuzami, którzy byli w tej kwestii naszym głównym sprzymierzeńcem, jesteśmy skonfliktowani. Nie nauczyliśmy ich jeść nożem i widelcem, zerwaliśmy kontrakt na caracale, przez ponad rok nie wysłaliśmy ambasadora.
- Czy za wichury jest odpowiedzialny PiS?
- Nie. Ale za reagowanie, ostrzeganie, pomaganie rodakom w pierwszej kolejności odpowiedzialny jest rząd.
- Jak słuchałem dyskusji w Sejmie, to miałem wrażenie, że to takie trochę przyczynkarstwo, albo nawet czepialstwo. Grzegorz Schetyna mówił wprost - pan, panie ministrze Błaszczak, to powinien być na miejscu następnego dnia. Ale być może z logistycznego punktu widzenia lepiej byłoby, gdyby kierował akcją, będąc gdzieś indziej?
- Najważniejsze, żeby państwo dbało o obywateli. I osoby, które realizują politykę państwa, czyli ministrowie, tu się zgadzam - niezależnie gdzie będą, jeżeli wszystko będzie funkcjonować dobrze, zostaną ocenienie pozytywnie. W debacie zwróciliśmy ministrowi uwagę, że przede wszystkim zabrakło słowa dziękuję. Minister Błaszczak nie podziękował mieszkańcom, którzy ratując swój dobytek, ratowali też dobytek sąsiadów. Nie podziękował strażakom ochotnikom.
- Bo może za bardzo go atakowaliście?
- Gdy rządziliśmy, PiS nigdy nie oszczędzał żadnego zdarzenia, zawsze ostro atakował. Tu nie zadziałały wszystkie mechanizmy. Po pierwsze, nie zadziałał mechanizm ostrzegania obywateli. Po drugie, wypowiedź wojewody o tym, że wojsko nie jest od grabienia liści. To karygodne i powinny zostać za to wyciągnięte konsekwencje.
- On się bronił, że wypowiedź ta została wyrwana z kontekstu i rzeczywiście została, bo kontekst był szerszy. Ale media są od tego, żeby wyciągać z kontekstu tego typu rzeczy.
- A ile naszych wypowiedzi zostało wyrwanych z kontekstu. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie.
- Pana zdaniem prezydent Andrzej Duda prowadzi grę, by zwodzić polskie społeczeństwo, czy też naprawdę jest już samodzielnym politykiem, który przemawia swoim silnym głosem?
- Po ostatnich decyzjach pana prezydenta nie mam powodu, by nie wierzyć w jego dobre intencje. Mam nadzieję, że to się potwierdzi. Poszliśmy do prezydenta z konkretnymi propozycjami dotyczącymi całej reformy sądownictwa. Bo jeżeli skupimy się tylko na Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, to będzie to za mało. W badaniach wychodzi wyraźnie, że Polacy chcą zmiany w funkcjonowaniu sądów, ale tych, które znajdują się najbliżej ludzi. Chcą społecznej kontroli nad sądami. Nasze propozycje to ławnicy wybierani w wyborach powszechnych i powszechny udział w rozprawach ławników - teraz jest bardzo niewielki, a to niedobrze.
- To teraz mała złośliwość. Dlaczego tych zmian nie wprowadziliście wtedy, gdy rządziliście przez osiem lat?
- Nie wszystko da się od razu, poza tym nie odpowiadaliśmy wtedy za resort sprawiedliwości. Ale zatrzymaliśmy zamknięcie małych sądów rejonowych w powiatach.
- Przecież wszyscy wiedzą, że nie chodziło wtedy o likwidację małych sądów, ale o to, żeby te sądy zaczęły wreszcie orzekać. Tam podobno byli wasi prezesi?
- Panie redaktorze, już bez przesady! Dlaczego społeczności lokalne tak chciały, by sądy tam zostały? Bo tam jest większa dostępność i prestiż. My nie chcieliśmy zwijania Polski lokalnej.
- Adrian Zandberg mówi, że PiS to geszefciarze po akcji billboardowej.
- Gdyby te 19 milionów poszło na pomoc dla osób dotkniętych nawałnicami, byłoby dużo lepiej spożytkowane. Jak już miało iść na akcję promocyjną, to promocji systemu ostrzegania. Dzisiaj tylko 600 tys. osób ma pobraną aplikację, która umożliwia wczesne ostrzeganie.
- Ja uważam, że ta akcja była bezsensowna, bo Polacy i tak chcą zmiany w sądach. Po co reklamować zmianę, której i tak wszyscy chcą?
- Ja chcę zmiany, ale zmiany, która będzie służyła Polakom, a nie umacnianiu partii władzy. I ta akcja billboardowa jest moim zdaniem skierowana tylko do jednej osoby w Polsce - do pana prezydenta. Ale żeby wydawać 19 milionów, żeby przekonywać prezydenta ze swojego obozu?
Zobacz: Romuald-Szeremietiew: Te manewry muszą nas niepokoić!
Przeczytaj też: Gen. Roman Polko: Inwazji na Polskę raczej nie będzie
Polecamy: Stanisław Tyszka z Kukiz 15: PiS nadużywa władzy. OSTRO