"Super Express": - Myśli pan, że Partnerstwo Wschodnie po ostatniej decyzji UE, żeby konsultować z Moskwą konsekwencje gospodarcze umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą, ma jeszcze rację bytu?
Witold Waszczykowski: - Od początku Partnerstwo Wschodnie było nieudanym pomysłem. Jego projekt zrodził się w Niemczech i zakładał podział polityki wschodniej - największe kraje miały się zająć relacjami z Rosją, a nam zaproponowano działania w mniejszych krajach. Podniesiono tę kwestię jeszcze w 2007 r. i rząd PiS ją odrzucił.
- To jednak instrument, który miał przyciągać w orbitę Zachodu kraje uczestniczące w Partnerstwie, jednocześnie wyciągając je spod wpływu Moskwy. Teraz, kiedy Kreml ma coś w tej kwestii do powiedzenia, nie rozbraja to trochę idei tego projektu?
- To niedopuszczalne, by w relacjach Unii z niezawisłymi krajami miał coś do powiedzenia kraj trzeci, w tym wypadku Rosja. Dodatkowo Partnerstwo stworzyło problem dla polskiej dyplomacji pod wodzą ministra Sikorskiego, który do dziś nie został rozwiązany. Kiedy bowiem powoływano je w 2009 r., zapowiadano jednocześnie reset w relacjach z Kremlem. Do dziś minister nie wie, czy wspierać aspiracje państw Partnerstwa, czy układać się z Rosją.
Przeczytaj: Witold Waszczykowski: Sytuacja nie do obrony
- Myśli pan, że z tego powodu Radosław Sikorski w żaden sposób nie skomentował ustaleń szczytu Unia - Rosja?
- Uważam, że to już w ogóle nieadekwatny instrument. Dziś Ukraina potrzebuje nie tylko Partnerstwa Wschodniego. Potrzebuje też programu, który ustabilizowałby jej gospodarkę. Problem polega jednak na tym, że Unia zajęta jest teraz głównie sobą - wyborami do Parlamentu Europejskiego i ustawianiem Komisji Europejskiej i ten rok dla Partnerstwa Wschodniego znów nie będzie najlepszy.
- Są jeszcze wypowiedzi pełnomocnika rządu Niemiec ds. Rosji pana Gernota Erlera, który skomentował, że Partnerstwo Wschodnie nie powinno stwarzać napięć w relacjach z Rosją. A przecież tak się nie da. Myśli pan, że szykuje się zwrot w sprawie polityki wschodniej w Niemczech, który wpłynie na politykę całej Unii?
Wydaje się, że tak. Niemcy będą raczej szukać ocieplenia relacji z Rosją, a nie zaostrzania sytuacji, która musiałaby nastąpić po głębszym zaangażowaniu w kwestie Ukrainy. Zresztą co tu dużo mówić, brakuje też zaangażowania polskiej strony w kwestie wschodnie. Donald Tusk od lat nie był na Ukrainie, a dzisiaj jeździ po Europie i szuka poparcia dla jej aspiracji, ale to sprawa, która jest już dawno spalona, ponieważ on nie zna problemów Ukrainy, nie ma tam bezpośrednich kontaktów. To zresztą ruchy pozorne. Od 2009 r. PO woli się zajmować, jak to ujął wtedy Radek Sikorski, piastowską organizacją kraju, a nie jagiellońską polityką wschodnią.