"Super Express": - Tomasz Lis w niemieckiej telewizji wystąpił jako obrońca demokracji, niezależny dziennikarz, którego chce zniszczyć nowa, konserwatywna władza. Jak pan to ocenia?
Bronisław Wildstein: - To dość groteskowa sytuacja. Wszyscy przecież wiemy, kim jest Lis, a najlepiej go podsumował były premier Donald Tusk, który pośrednio pokazał go jako swojego pluszaka. Taką rolę Tomasz Lis pełnił i pełni. To oczywiście przyjazny pluszak Tuska i Platformy, a pluszak drapieżny wobec ich przeciwników politycznych. Żaden z niego niezależny dziennikarz, jest propagandzistą. Świetnie opłacanym, pewnie najlepiej opłacanym propagandzistą nie tylko w Polsce. I zapewne dlatego tak zawzięcie walczy o swoje stanowisko. Interesujące jest w tym wszystkim to, jak daleko można posunąć histerię. Jednym z organizatorów tej histerii jest właśnie Tomasz Lis.
- W czasie gdy prawicowi dziennikarze czy przedstawiciele PiS jeździli do Stanów Zjednoczonych i Parlamentu Europejskiego rozmawiać na temat tragedii smoleńskiej, Tomasz Lis ostro ich krytykował. Mówił, że to skandal, szkalowanie państwa polskiego i polskiego rządu. Teraz, gdy rząd się zmienił, sam skarży się na Polskę w zagranicznych mediach?
- No tak. Tylko że w sprawie Smoleńska chodziło o tragedię, która ma wymiar międzynarodowy. Śmierć 96 osób, w tym prezydenta i jego żony, de facto dekapitacja największej partii opozycyjnej, to bardzo poważna rzecz. Są niejasności w śledztwie, więc próba jego umiędzynarodowienia jest postulatem naturalnym. To było przez Tomasza Lisa odsądzane od czci i wiary. Teraz, gdy istnieje obawa, że Lis zostanie odcięty od jego synekury, to jest powód, żeby iść na skargę do zagranicy. W tym do jego mocodawców, przypomnijmy, że Lis jest redaktorem naczelnym pisma wydawanego przez koncern zagraniczny. Przykro, że niemiecki koncern tak bardzo miesza się w polskie sprawy i zajmuje tak jednoznaczne, poprzez działanie Lisa, stanowisko w polskich wewnętrznych sporach. Okazuje się, że Lis, gdy boi się, że coś złego mu się dzieje, na skargę do swoich mocodawców pójdzie. Gdy chodzi o narodową tragedię, to taka sprawa go nie interesuje. Potrafi rzucać insynuacje przeciw ludziom, którzy próbują jej okoliczności wyjaśniać. Ten człowiek sam siebie definiuje. W sposób najgorszy z możliwych. Każdy, kto ma trochę rozumu, niech sobie zestawi te fakty i wyciągnie wnioski.
- Od jakiegoś czasu kierowany przez Lisa tygodnik zamieszcza pogrzebowe okładki. Była już klepsydra III RP, demokracji, teraz trumna z napisem konstytucja. Pytanie, czy takie straszące nowym rządem okładki przynoszą jakikolwiek skutek?
- Na pewno znajdzie się grupa ludzi, którzy antypisowskiej histerii ulegli i są nienawistni wobec formacji, która przejęła władzę, czy wobec Kaczyńskiego. Jest na pewno spora grupa ludzi związanych z establishmentem, dla której zmiana status quo jest zagrożeniem. Ci wszyscy ludzie mogą być czytelnikami "Newsweeka" i zapewniać mu funkcjonowanie. W sensie przekonywania ogółu śmiem wątpić, czy ta histeria będzie skuteczna. Jej poziom rozpętany jest właściwie bez żadnego uzasadnienia. Już przed głosowaniem wybór Polaków miał być końcem demokracji. Zastanawiam się, czy paradoks nie polega na tym, że działania takie jak Lisa et consortes nie okażą się przeciwskuteczne. Czy ludzie nie zaczną bardziej ostrożnie słuchać tych tzw. autorytetów i ich sądów.
Zobacz także: Lis POSKARŻYŁ się w niemieckiej telewizji: Życzą mi, bym zdechł na raka