W końcu jeszcze kilka lat temu wydawało się, że „na Jarocin” nie zawita już nikt poza siwym irokezem po sześćdziesiątce z rozrzewnieniem wspominającym jabole sprzed 35 lat, których dziś nie ma już w sklepach, a poza tym od dawna zdrowie i lekarz nie pozwalają. Tymczasem, mamy spektakularną, mocną imprezę, pokazującą, że muzyka nie dzieli się na starą i nową, jazzową i rockową czy punkową, a na dobrą i złą, i ta pierwsza jest głównie reprezentowana w Jarocinie. Jak się okazuje Adam Asnyk pisząc, że „przeżytych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia” nie miał racji.
Skąd ta laurka? Przecież z reguły w tym miejscu wyśmiewam ludzi i instytucje, władze i opozycje? Tak, jest w tym element tak zwanej krypciochy, bo przecież radiowa Trójka będzie na Jarocinie mocno obecna i patronuje festiwalowi. Ale nie tylko o to chodzi. Od dwóch lat słyszę o tym, jak to strasznie się ma pod politycznym butem rzekomo niezależna wcześniej polska kultura. Jeśli tak, to jak to jest, że dziś w Polsce w jednym miejscu może się spotkać tak wiele nurtów, ale i poglądów na jednym festiwalu. Jak to jest, że polskie życie muzyczne od lat nie było tak bogate, jeśli chodzi o koncerty, festiwale, jak w roku 2018, by wymienić choćby trasy „Męskiego grania”, niedawno zakończonego Open’era, Woodstock Jerzego Owsiaka, którego jako żywo nikt nie chce w Polsce prześladować, czy w końcu wielki festiwal Lata z Radiem 26 sierpnia w Gdyni, na którym bez biletów będzie można posłuchać kilkunastu najwybitniejszych polskich zespołów i wokalistów? Gdzie te prześladowania? Gdzie ten Mordor?
A może te narzekania nie wynikają z tego, że nie można grać, ale że w Polsce dziś mogą grać i zarabiać wszyscy, a nie tylko wąska, wiecznie zmanierowana, kasta środowiskowych wybrańców. Może po prostu, by zacytować nieśmiertelnego Leca, czas by i w muzyce kasta powiedziała sobie „basta”.